piątek, 25 grudnia 2015

"Dotyk Julii"- Tahereh Mafi

"Prawda jest zazdrosną, porywczą kochanką, która nigdy nie śpi, oto, czego nie mówię. Nigdy nie będzie dobrze."

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie w ten piękny Świąteczny wieczór (lub kiedy tam to czytacie) i zapraszam na recenzję książki autorstwa Tahereh Mafi pt. "Dotyk Julii".

Świat się zmienił. Nic nie jest tak, jak być powinno. Ziemia jest jedynie suchą skorupą pozbawioną roślinności, minęło mnóstwo czasu od kiedy ktoś widział jakieś zwierzę, wielu ludzi niema co jeść, ani co pić. Zniknęły pory roku, atmosfera została poważnie uszkodzona. Z pomocą przychodzi Komitet Odnowy- partia polityczna, która wmawia ludziom że zaistniałą sytuację można jeszcze naprawić, ale działania jakie podejmują po dojściu do władzy daleko mijają się z obietnicami...
264 dni. Tyle czasu siedemnastoletnia Julia Ferrars  siedzi zamknięta w celi szpitala psychiatrycznego, od tak dawna nikogo nie widzi, z nikim nie rozmawia. Władzą oddali ją jej właśni rodzice, którzy uznali że jest niebezpieczna dla społeczeństwa. Jej dotyk może zabić.
Julia nie jest szalona. Wierzy, że nie jest szalona. Przy zdrowych zmysłach trzymają ją liczby : "1 okno. 4 ściany. 1,5 metra kwadratowego powierzchni. 26 liter alfabetu w języku, którym nie mówiłam przez 264 dni odosobnienia." oraz jedno marzenie, jeden sen, który przynosił ukojenie w ciężkich chwilach: "Dzisiaj zobaczę ptaka. Będzie biały, ze złotymi prążkami na głowie, przypominającymi koronę. Będzie latał." Tak wygląda jej życie: marzenia, myśli, słowa, którymi z nikim nie może się podzielić. Notatnik i popsute pióro z resztką atramentu. Do czasu kiedy do jej celi trafia Adam i nagle wszystko to, co było dziewczynie znane zaczyna się burzyć. 

"Z braku bliskości z ludźmi budowałam więzi z papierowymi postaciami. Przeżyłam miłość i stratę z powieści historycznych, doświadczyłam dojrzewania przez analogię. Mój świat jest utkaną ze słów pajęczyną, splatającą kończyny, kości i ścięgna, myśli i obrazy. Jestem istotą złożoną z liter, postacią stworzoną przez zdania, wytworem wyobraźni, fikcją."

"Dotyk Julii" to piękna, poruszająca i wciągająca dystopia. Wizja zniszczonego świata przedstawiona przez autorkę jest bardzo prawdopodobna ponieważ czynnikiem, który spowodował destrukcję jest to, co ludzie robią każdego dnia: niezliczone ilości spalin emitowanych do atmosfery, stosowanie nawozów sztucznych i środków owadobójczych, które na dłuższą metę wyniszczają ziemię i mają straszny wpływ na ludzkie zdrowie, podawanie zwierzętom pasz z tych roślin. Komitet Odnowy tylko wykorzystał sytuację, wcisnął ludziom fałszywe nadzieje (tak jak to się często zdarza w świecie polityki) i zmienił ich życie w jeszcze gorszy koszmar.
Książka napisana jest narracją pierwszoosobową prowadzoną przez główną bohaterkę, dzięki czemu możemy ją bardzo dokładnie poznać. Jest ona postacią doskonale wykreowaną: jej dzieciństwo, które wspomina, całe jej życie, w którym brakowało jej osoby, która darzyła by ją jakimś pozytywnym uczuciem, troszczyła się o nią. To, że jej rodzice jej nienawidzili, traktowali jak diabelski pomiot, bali się jej. Całe społeczeństwo nie chciało mieć z nią nic wspólnego, bo na chwilę zapomniała jak bardzo jej dotyk jest niebezpieczny i chciała pomóc wstać małemu dziecku. Jak przez cały czas starała się być dobra, miła, nikomu nie przeszkadzać, pomagać wszystkim na miarę swoich możliwości, tylko po to, żeby okazano jej odrobinę ciepła, ale nigdy nie usłyszała nawet słowa "dziękuję".Nigdy nikomu nie życzyła źle, mimo wszystkich doświadczonych krzywd. To wszystko daje nam pełny i spójny obraz tego jaki piękny jest jej system wartości i jak bardzo kocha ludzi, nawet tych, którzy zmienili jej życie w piekło. Jest osobą inteligentną, ale też bardzo wrażliwą i zamkniętą w sobie.
Każda z postaci występujących w tej lekturze ma doskonale stworzony portret psychologiczny i wnosi coś ważnego do akcji. Niema tu postaci, której nie lubię, ale mam mieszane uczucia co do Warnera, ponieważ jest on osobą kochającą władzę i nie cofnie się przed niczym żeby osiągnąć swój cel, ale ma w sobie coś, co sprawia że nie chcę go uważać za postać negatywną a jedynie taką, która zbłądziła.
W powieści mamy oczywiście także piękny wątek miłosny, który rozwija się między Julią i Adamem. W trakcie trwania akcji dowiadujemy się że bohaterowie poznali się wcześniej, zanim spotkali się w szpitalnej celi i jak bardzo byli sobie bliscy, mimo że ze sobą nie rozmawiali. No i jeszcze fakt, że ich spotkanie nie było przypadkiem...
Kolejną rzeczą, którą uwielbiam w tej książce są poprzekreślane zdania, które mają tu wiele zastosowań: dowiadujemy się z nich prawdy, którą Julia zna, ale bardzo chce ją od siebie odrzucić; są to słowa, które pojawiają się w jej głowie, a ona nie chce się przyznać że właśnie o tym pomyślała, oskarża w nich samą siebie o swoją sytuację. Często są to też skreślone powtórzenia, mające na celu podbicie znaczenia (najczęściej osobistego) danego zdania.

Ocena:
10/10

PS. Z okazji trwających właśnie Świąt Bożego Narodzenia chciałabym życzyć wam wszystkim kochani ciepłych, radosnych chwil spędzonych w gronie rodziny i przyjaciół, i żeby spełniły się wszystkie wasze marzenia. Wesołych Świąt!

środa, 16 grudnia 2015

"Dziedziczki"- Andrzej Pilipiuk

"Świat wokół nas niekiedy okazuje się bardzo skomplikowany, niż nam się wydaje. A czasem jest bardzo prosty, choć wydaje się złożony."

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie i zapraszam na recenzję trzeciej, i ostatniej części trylogii Kuzynki Kruszewskie ( <część 1> <część 2>) autorstwa Andrzeja Pilipiuka.

-Kuzynki Stanisława i Katarzyna Kruszewskie razem z Moniką wracają w rodzinne strony do przemianowanych na PGR, dawnych Kruszewic, gdzie postanawiają rozpocząć działalność gospodarczą, odbudować dwór, zaprowadzić nowe porządki. Dla nich nowe miejsce prawie zawsze oznacza nowe kłopoty...
-Leszlo i Arminius wpadają na trop architekta, który na swoim koncie ma budynki z przed kilku tysięcy lat, a ostatnie jego ślady zaobserwowane zostały w Norwegii. Dwaj łowcy wampirów próbują go odnaleźć i jeśli będzie to potrzebne unicestwić.
-Mistrz Michał Sędziwój planuje wyprawę na Tajwan w celu odszukania innych alchemików, ale co wyniknie z tej wyprawy?

Jak przystało na Andrzeja Pilipiuka akcja od samego początku powieści rusza z kopyta. Nasi bohaterowie decydują się zmienić otoczenie i z tętniącego życiem Krakowa przenosimy się do małej wioski, której mieszkańcy (całe cztery osoby) nie są zachwyceni powrotem dziedziczki i nowym porządkiem rzeczy. Ci ludzie przyzwyczajeni byli tylko do dwóch rzeczy: spania i picia, i najczęściej robili to na zmianę, a żyli jedynie z zasiłku dla bezrobotnych. Po zarówno pierwszej, jak i drugiej części wiemy doskonale że pod okiem Kruszewskich coś takiego nie mogło by przejść, więc korzystając ze swoich dojść pozbawiają ich zasiłku i prawie że siłą zaganiają do pracy przy odbudowie zaniedbanej wsi. Bunt wisi w powietrzu, a jego ofiarą w pewien sposób zostaje zupełnie nieświadoma niczego Monika.
Odbiegając trochę od tematu kuzynek i księżniczki, a skupiając się trochę bardziej na pozostałych, znanych nam już bohaterów książki: Bractwo Drugiej Drogi nie zostało całkowicie wytępione, a osoby które czytały poprzednie części wiedzą co to oznacza: nic dobrego. Ci ludzie nie cofną się przed niczym, żeby poznać tajemnicę kamienia filozoficznego.
W książce nie brakuje tego cudnego, czasem lekko sarkastycznego poczucia humoru pana Pilipiuka, momentów wzruszenia i smutku, które wycisnęły ze mnie łzy, ani takich przy których nie było innej opcji jak tylko się roześmiać, albo przynajmniej uśmiechnąć. Andrzej Pilipiuk doskonale potrafi grać na moich uczuciach. Ponad to w "Dziedziczkach" pojawia się króciutka wzmianka o innym bohaterze wykreowanym przez tego autora (Kto wie o kogo chodzi?) i mimo że zazwyczaj bardzo tego nie lubię to tutaj szczery uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy- ot, taki sentyment.
W powieści pojawiła się, poza mieszkańcami Kruszewic, jeszcze trójka nowych bohaterów: bracia Pawło i Ihor- cieśle z Ukrainy, który zostali zatrudnieni do wybudowania dworu oraz Paweł- student ASP i malarz. W tym momencie zazwyczaj wypowiadam się co do tego czy lubię, czy nie lubię danej postaci, ale w tym wypadku tego nie zrobię bo boję się spoilerów.
Podsumowując: ostatnia część jest równie cudowna co poprzednie, co daje nam pełny obraz ma całą trylogię, która według mnie jest warta przeczytania, a już na pewno mogę polecić ją wszystkim fanom fantastyki oraz twórczości Andrzeja Pilipiuka.

Ocena:
8/10

Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Trylogia"

niedziela, 6 grudnia 2015

"Gwiazda anioła"- Jennifer Murgia

"Czy wierzysz, że różne rzeczy dzieją się z jakiegoś powodu? Że niektórzy ludzie mogą pojawić się w naszym życiu, spotykać nas w jakimś konkretnym celu? Że wszystko jest częścią jakiegoś większego planu?"
Dzisiaj w ten piękny Mikołajkowy wieczór mam dla was recenzję książki autorstwa Jennifer Murgii (lub jak tam powinno się odmieniać to nazwisko) pt. "Gwiazda anioła". Gorąco zapraszam do czytanie.

Teagan McNeel jest zwykłą siedemnastolatką: mieszka w małym, sennym miasteczku Hopewell, na zachód od New Jersey; ma kochającą mamę, najlepszą przyjaciółkę Clarie i wroga Brynn; uwielbia czytać książki z paranormalnymi bohaterami; słucha Evanescence. Od dziecka męczą ją koszmary, ale gdy była mała jej mama mówiła jej że niema się czego bać bo czuwa nad nią jej Anioł Struż. 
Pewnego dnia w szkole, w której uczy się Tea pojawia się nowy chłopak, który wzbudza ogólne zainteresowanie wśród żeńskiej części liceum, ale on zdaje się zwracać uwagę jedynie na Teagan, a ona, mimo że prawie go nie zna, szuka go wzrokiem na każdej przerwie. 
Koszmary dziewczyny nasilają się z każdą kolejną nocą, a z czasem zaczynają nękać ją także w ciągu dnia, a ratunkiem okazuje się być nowo poznany blondyn. 
Kim tak naprawdę jest Garreth? Kim jest Tea i jaki związek z tym wszystkim co się w okół niej dzieje ma jej ojciec, którego dziewczyna zna tylko ze zdjęć? I czego chce od niej tajemniczy Hadrian?

Powieść o pięknej i niesamowitej miłości między aniołem a ludzką dziewczyną. Teagan zawsze pragnęła znaleźć cudownego chłopaka, który byłby prawdziwym spełnieniem jej marzeń, uciekała się nawet do modlitw, ale nigdy nie mogła spodziewać się w jaki sposób zostaną one wysłuchane. Niestety para niema dla siebie zbyt dużo czasu bo Garreth'owi dane jest spędzić tylko osiem dni na ziemi- tyle ile ramion ma oktagram na jego dłoni i ile faz ma ludzkie życie. Ósemka jest cyfrą pełności, w okół której kręci się świat.

"Gwiazda anioła" jest książką lekką, króciutka i przyjemną, ale niestety zbyty przewidywalną. Akcja toczy się bardzo szybko, czasem nawet za bardzo i aż chciałoby się żeby niektóre wątki były bardziej rozbudowane. Fabuła może wydawać się oklepana, ale mnie absolutnie to nie przeszkadzało i płynęłam przez powieść, często tracąc poczucie czasu, za co bardzo przepraszam moich nauczycieli (niema to jak zaczytywać się na lekcjach).
Przy okazji chciałabym także podziękować moim cudownym przyjaciołom, który wysłuchiwali mojego marudzenia, że nigdy sobie nikogo nie znajdę bo przez książki mam zbyt wygórowane oczekiwania i że ja chcę Garretha'a. (Tak, wiem że to nie jest zbyt dojrzałe zachowanie z mojej strony.)
Podsumowując: wiem że wielu osobom książka nieprzypadła do gustu (przygotowując się do napisania recenzji przejrzałam kilka innych), ale mnie się bardzo podoba. Nie wiem jakiej grupie wiekowej mogę polecić powieść, więc po prostu jeśli zainteresowała Cię moja opinia- sprawdź i wyrób sobie własną, a jeśli uważasz że akurat ta powieść raczej nie jest dla Ciebie, to poco się z nią męczyć, prawda?

Ocena:
7/10