czwartek, 17 lutego 2022

„Cień anioła”- Iwona Czarkowska

„Może anioły przemykają się chyłkiem za naszymi plecami i gdybyśmy tylko potrafili się dostatecznie szybko odwrócić, moglibyśmy dostrzec je albo przynajmniej cień ich skrzydła?”
 
Ostatnio coraz częściej zdarza mi się sięgać po naszą rodzimą literaturę, a tym razem mój wybór padł na „Cień anioła” autorstwa Iwony Czarkowskiej. Książka skradła moje serce już na samym początku, za sprawą miejsca akcji, ale czy utrzymało się to do końca?
 

Opis wydawcy:
„Karol Sobota na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym- ma podobne problemy i zainteresowania jak tysiące współczesnych nastolatków. Wszystko zmienia się jednak pewnego dnia, gdy Karol na jednej z warszawskich ulic wpada na… anioły. A potem zdaje sobie sprawę, że aniołów jest dużo, dużo więcej.
Kim są i czego chcą od chłopaka? Kto jest kim? Kto kogo udaje? Kto jest dobry, a kto zły?
Widziałeś ich? Czy to możliwe, że byli przy nim każdego dnia? Że żyją wśród nas? I że… nie zawsze mają dobre intencje?”
 
Mój opis:
Szesnastoletni Karol mieszka w Warszawie razem z matką, która po śmierci jego ojca wyszła ponownie za mąż; ojczymem, z którym chłopak zdecydowanie nie ma dobrego kontaktu oraz młodszą siostrą nazywaną Karaluchem. Jego życie wygląda dosyć normalnie aż do momentu, gdy pewnego dnia zaczyna napotykać na swojej drodze ludzi, którym z pleców wyrastają skrzydła. Początkowo chłopak jest zdezorientowany i uważa, że jest to prawdopodobnie jakieś nowe telewizyjne reality show, ale im częściej ich widuje , tym mniej prawdopodobne się to wydaje.
W tym samym czasie do klasy Karola dołącza nowa, intrygująca dziewczyna- Magika, z którą chłopak zaczyna się zaprzyjaźniać czym wzbudza zazdrość u swojej dziewczyny.
Kim ją tajemnicze anioły i dlaczego to właśnie Karol je zauważa? Czy wszystkie są dobre, czy są też takie, które pragną jedynie siać zło i zamęt? Czym jest tytułowy Cień Anioła?
 
„Czarne anioły lęgną się w najciemniejszych zakamarkach waszych dusz. Pozwalacie im dojrzeć i wyjść na zewnątrz, gdy kłamiecie, kradniecie i zabijacie. Wtedy się pojawiają!”
 
Iwona Czarkowska
Z wykształcenia dziennikarka, z pasji pisarka. Pracowała jako redaktor i sekretarz w kilku redakcjach. Jest autorką/współautorką ponad osiemdziesięciu książek, z których większość skierowana jest do najmłodszych czytelników. Swoją pierwszą powieść dla dorosłych, czyli „Słomianą wdowę” opublikowała w 2019 roku. Pisze także książki podróżnicze oraz pracuje jako tłumacz.
 
Było już tyle różnych podejść do powieści o aniołach, że ciężko jest wymyślić coś ciekawego i nowatorskiego, a autorce „Cienia Anioła” się to udało, ale właśnie- wymyślić, bo z wykonaniem jest już zdecydowanie gorzej. Pomysł miał potencjał i mogło z tego wyjść coś naprawdę fajnego, ale chyba coś poszło nie tak.
Główną zaletą tej książki jest właśnie ta koncepcja aniołów, które znacząco różnią się od wyobrażeń większości ludzi: mają tylko jedno skrzydło, które może być w wielu różnych kolorach- białe, srebrne, siwe, czarne. Nie są to zupełnie nieskazitelne niebiańskie istoty, których zadaniem jest tyko pomoc ludziom, bo także mają swoje własne problemy i dolegliwości takie jak astma, reumatyzm czy alergie. Mogą też łapać przeziębienia i grypę, i pewnie nawet koronawirusa.
Jest to książka dla młodzieży, więc język jest bardzo prosty i przystępny, ale też niepozbawiony zwrotów potocznych, slangowych i wulgaryzmów. Autorka usilnie próbowała w swojej powieści możliwie jak najwierniej odwzorować język, którym posługują się nastolatkowie i nie wyszło jej to najgorzej, udało jej się uniknąć prześmiewczości, ale mam wrażenie, że momentami za bardzo szła w ilość zamiast jakości i niewiele brakowało, aby bohaterowie rzucali co drugie słowo kobietami lekkich obyczajów.
„Cień anioła” pełen jest dziwnych i bezsensownych rozwiązań, nagłych zmian koncepcji oraz błędów, które w jakiś sposób umknęły w korekcie, co trochę przeszkadzało w odbiorze.
Jak już wcześniej wspomniałam-  akcja książki rozgrywa się w Warszawie o czym autorka nie daje nam ani na chwilę zapomnieć przemycając co chwilę elementy z topografii tego miasta. Nie jestem pewna, czy jest to bardziej zaleta, czy wada tej powieści, ponieważ dla mnie- osoby która większość swojego życia spędziła w tych okolicach, odnajdywanie smaczków oraz wyobrażanie sobie bohaterów w znanych mi miejscach było czymś bardzo przyjemnym (np. to, że główny bohater jechał autobusem 171, czyli tym samym, którym ja jeździłam do liceum), ale mam wrażenie, że dla osób, które nie znają miasta wystarczająco dobrze może to być całkowicie obojętne, albo wręcz uciążliwe.
Moim głównym zastrzeżeniem co do powieści „Cień anioła” są jednak bohaterowie, którzy mieli potencjał, ale wyszli raczej nudni, papierowi i mało wiarygodni. Sam główny bohater jest niesamowicie łatwowierny, a jego zachowanie jest przez większość czasu skrajnie irytujące. Jego znajomi wcale nie są lepsi: jego najlepszego przyjaciela Wojtka możemy opisać jednym zdaniem, ponieważ dowiadujemy się o nim w sumie tylko tyle, że jest Mulatem, jego ojciec pochodzi z Afryki, porzucił chłopca oraz jego matkę, a Wojtek robi co w jego mocy aby go odnaleźć.
W całej tej powieści, szczerze mówiąc, jedynymi postaciami, które w tej książce nie działały mi na nerwy, a nawet udało mi się je polubić są dziadek głównego bohatera oraz para bezdomnych- pani Zofia i pan Edward, który zamieszkiwali opuszczoną kamienicę naprzeciwko domu Soboty.
 
„Tak naprawdę nie pilnujemy was przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Pojawiamy się, gdy nas potrzebujecie. A poza pracą mamy własne życie.”
 
W książce, poza perypetiami głównego bohatera powiązanymi z faktem, że potrafi on dostrzegać anioły, poruszone jest także wiele bardzo ważnych tematów ze zwykłego, codziennego życia takie jak na przykład plotki, prześladowania, zawiść, bezdomność, alkoholizm, problemy rodzinne oraz wiele innych.  Uważam, że jest to dobre, aby mówić o tego typu tematach jak najwięcej, zwłaszcza w książkach dla młodzieży, ponieważ pozwala to młodym ludziom zdać sobie sprawę, że wcale nie muszą to być tematy bardzo im odległe i że tragedia może przydarzyć się w każdym, nawet na pozór najlepszym domu czy środowisku.  Może to także uwrażliwiać młodzież na problemy innych.
 
Podsumowując: mam co do tej książki bardzo mieszane uczucia. Ma ona zarówno wiele plusów, jak i minusów, ale w moim odczuciu minusy są przewarzające i raczej nie sięgnęłabym po „Cień anioła” ponownie. Sam pomył był ciekawy i powieść miała niewątpliwy potencjał, ale na tym się kończy. Zakończenie także pozostawia wiele do życzenia.
 
Ocena:
4/10

poniedziałek, 7 lutego 2022

„Nieposkromieni”- Meg Cabot

 
„Firmowy psychiatra, doktor Fiske, zawsze zachęcał Alarica do wyobrażenia sobie  najgorszego scenariusza. To zdrowe, twierdził doktor. Podobno pesymiści żyją dłużej niż optymiści.”

Książka, która jest kontynuacją cyklu romansów wampirycznych, ale dowiedziałam się o tym dopiero po jej zakończeniu. Nie czytałam pierwszej części i nie wiem w jaki sposób nie skapnęłam się, że „Nieposkromieni” to część druga, ale rzeczywiście tak było. Uprzedzam, że mogą pojawić się tu spoilery pierwszej części („Nienasyconych”), a ja nawet nie będę o tym wiedziała.
 

Opis wydawcy:
„Meena Harper ma talent. Tyle że nikt nie umie się na nim poznać. Teraz wyleciała z hukiem z telewizji. Ale nie ma tego złego, bo by na dobre nie wyszło: dostała nową pracę- została tajną bronią Gwardii Palatyńskiej, która zwalcza wampiry i demony. Kto jak kto, ale ona na pewno potrafi rozpoznać nieumarłego. I powiedzieć, kto i jak umrze.
A poza tym miała już do czynienia z wampirem- i to nie byle jakim, bo z samym władcą wampirów. Nawet przysięgli sobie miłość. Więc jak to pogodzić z faktem, że teraz ma go wytropić? I że krew zaczyna jej szybciej krążyć w żyłach na widok seksownego kolegi z pracy- prawdziwego supermana i superpogromcy wampirów…”
 
Mój opis:
Meena Harper nie ma łatwego życia- właśnie straciła pracę jako scenarzystka serialu telewizyjnego, ale jej specjalna umiejętność, która jest jednocześnie jej przekleństwem, zapewniła jej zatrudnienie w Gwardii Palatyńskiej. Teraz głównym zadaniem dziewczyny jest tropienie oraz likwidowanie wampirów… i wcale nie musi daleko szukać, bo zostaje zaatakowana przez swojego byłego chłopaka- Davida, który został przemieniony, a na ratunek przybywa jej Lucien Antonescu- Książę Ciemności, władca wampirów, a także (kolejny) był Meeny.
Ponadto w Nowym Jorku giną bez wieści turyści, a Gwardia obwinia o to wampiry. Jaki związek z zaginięciami ma przemienienie Davida? Kim jest ojciec Henrique Mauricio, który ma być nowym proboszczem w parafii przy siedzibie Gwardii Palatyńskiej, a który budzi wyjątkową niechęć Alarica- współpracownika Meeny?
 
Zacznijmy od tego, jak ta książka wygląda na pierwszy rzut oka, i delikatnie mówiąc, to jest masakra. Jest to jedna z brzydszych okładek, które mam na swojej półce, a na jej odwrocie nie jest lepiej. Mam tu na myśli opis fabuły książki, który zaserwował nam wydawca, a którego czytanie sprawiło mi niemal fizyczny ból. Zdania pojedyncze, które brzmią tak, jakby jedną myśl rozłożyć na trzy i zdania rozpoczynające się od spójników?! Coś tu jest chyba trochę nie tak.
Sama treść książki też nie do końca mnie przekonuje. Co prawda, jak wspominałam już na początku, czytając tę książkę nie wiedziałam, że jest to kontynuacja serii, ponieważ nie interesowałam się nią za bardzo i znalazła się u mnie dzięki stolikowi z „książkami z drugiej ręki” w moim liceum, i zapewne mam niepełny obraz fabuły. Może gdybym przeczytała wcześniej pierwszą część byłoby lepiej?
To, co w tej sytuacji można uznać za sporą zaletę tej książki to odnoszenie się do zdarzeń, które miały miejsce w poprzedniej części w taki sposób, że tworzy to spójną całość i daje efekt indywidualnej powieści. Na pewno będzie to przydatne dla osób, które „Nienasyconych” czytały już jakiś czas temu i nie pamiętają wszystkich wątków, ale chciałyby przeczytać „Nieposkromionych”.
Powieść Meg Cabot czyta się bardzo szybko głównie ze względu na to, że jest napisana prostym, przystępnym językiem charakterystycznym dla książek młodzieżowych. Akcja także toczy się dosyć szybko i dostajemy nawet kilka całkiem ciekawych i zaskakujących zwrotów, które jednak są według mnie dosyć płytkie i „na siłę”, żeby tylko przykuć uwagę czytelnika, który mógł się już wcześniej znudzić miłosnym trójkątem.
O samych miłosnych relacjach na kartach „Nieposkromionych” można by rozwodzić się dosyć długo: Meena jest ogromnie zakochana w Lucienie, z którym jednak nie może być ze względu na, chociażby, swoją pracę, a Lucien chce z kolei cały czas być blisko niej i ją chronić. Jest jeszcze współpracownik Meeny- Alaric Wulf, który chce chronić ją przed Lucienem. Oba te wątki miłosne są dosyć dziwne i „niezdrowe”, jak to zazwyczaj bywa w tego typu powieściach.
Samo zakończenie książki całkowicie rozwaliło system: to było najbardziej patetyczne zakończenie jakie kiedykolwiek czytałam w książce dla młodzieży. Wyglądało to trochę tak, jakby całą powieść była napisana jednym stylem, a scena finałowa jakimś zupełnie innym. Trochę jak oglądanie filmu, w którym cała scena bitwy, która powinna być najbardziej dynamiczna, odbywa się w Slow Motion.

Podsumowując: książka jest bardzo słaba zarówno pod względem wizualnym, jak i treści. Nie zachwyciła mnie, chociaż sam pomysł na nią mógł być dobry- jego realizacja to już inna kwestia.
 
Ocena:
4/10

środa, 2 lutego 2022

„Potęga podświadomości”- Joseph Murphy

 
„Zmień nawyki myślowe, a odmienisz swój los!”
 
Recenzja poradnika na temat tego, jak za pomocą własnego umysłu ułatwić sobie życie. Czy to w ogóle brzmi jak dobry pomysł?
Książkę „Potęga podświadomości” doktora Josepha Murphy pożyczył mi tata koleżanki mojej siostry w momencie, gdy dowiedział się, że studiuję psychologię. Bardzo lubię książki, które poruszają różnorakie zagadnienia z tej dziedziny i uwielbiam dowiadywać się nowych rzeczy w sferze funkcjonowania ludzkiego mózgu, ale to co ja tutaj przeczytałam… Zapraszam na recenzję.
 

Opis wydawcy:
„„Potęga podświadomości” to jeden z najlepszych i najskuteczniejszych poradników, jakie kiedykolwiek napisano. Ta książka pomogła milionom ludzi na całym świecie osiągnąć upragnione cele jedynie dzięki zmianie sposobu myślenia. Nowe wydanie uzupełniono komentarzami  z nigdy nie publikowanych praca Autora.
Rewolucyjne techniki doktora Murphy’ego opierają się na sprawdzonej zasadzie: Jeśli wierzysz w coś bez zastrzeżeń i możesz to zobrazować w swoim umyśle, usuniesz podświadome przeszkody, które powstrzymują cię przed osiągnięciem upragnionego celu, a twoja wiara stanie się rzeczywistością.
Ten niezwykły poradnik pomoże ci uwolnić umysł i przekaże praktyczne wskazówki, dzięki którym osiągniesz sukces, prestiż i dobrobyt, zdobędziesz przyjaciół, umocnisz szczęśliwe małżeństwo, pokonasz lęki, pozbędziesz się złych nawyków i nałogów.”
 
Joseph Murphy (1898-1981)
Irlandzki pisarz, doktor religioznawstwa i filozofii. Prekursor i krzewiciel pozytywnego myślenia. Autor wielu bestsellerowych poradników na temat wiary w niezwykłą moc umysłu i ducha.
 
„(...) w drodze do szczęścia nie napotkasz żadnych przeszkód, prócz tych, które sam wzniesiesz w myślach i w wyobraźni.”
 
„Potęga podświadomości” to jedno z największych nieporozumień jakie w życiu widziałam. Cieszę się, że nie kupiłam sobie tej książki sama, bo miałabym poczucie, że całkowicie zmarnowałam pieniądze, a tak to zmarnowałam tylko czas, który poświęciłam na czytanie.
Głównym założenie tej książki jest pokazanie ludziom jak duży wpływ na ich życie mają procesy podświadome i na tym etapie wszystko jest w porządku. Nie twierdzę, że jest to nieprawda, a wręcz przeciwnie: sama psychologia procesów poznawczych mówi o tym, że część naszego poznania pochodzi z podświadomości (bez udziału procesów świadomych) i mimo wielu prób prowadzenia badań nie jesteśmy w stanie ich naukowo określić i opisać. Ponad to słyszałam już wcześniej o technikach związanych z wizualizacją w stylu „jeśli jest ci zimno wyobraź sobie, że siedzisz przy ognisku albo jesteś na tropikalnej wyspie i zrobi ci się cieplej” i naprawdę uważam, że może mieć to sens, chociaż raczej nie z powodu samego wyobrażenia sobie uczucia ciepła co za prawdą zaprzestania myślenia o zimnie.
Jednym z elementów, które wyjątkowo drażniły mnie w tej książce było permanentne nazywanie pracy na podświadomości „modlitwą”, a samej podświadomości „Bogiem”. Zakładam, że fakt ten wynika z tego, że Joseph Murphy jest religio znawcą i gdyby była to książka mówiąca o religii to nie miałabym się do czego przyczepić, ale ma to być pozycja około naukowa (chociaż ja określiłabym ją bardziej jako paranaukową) więc zupełnie nie rozumiem po co mieszać w to religię.
Kolejną kwestią, która jest bardzo powiązana z „nawiązaniami” do religii jest to, że w moim odczuciu autor tej książki sam sobie przeczy umieszczając „Boga” we fragmencie: „Kilka razy dziennie wprawiała się w stan wyciszenia i powtarzała w myśli następujące postanowienie: Uwalniam J.R. i powierzam go opiece boskiej. Jestem wolna i on jest wolny. Moje słowa trafiają do nieskończonego umysłu, który je urzeczywistnia. Jest właśnie tak.”  Jak dla mnie, która od kilku lat interesuję się i zajmuję magią, jest to nic innego jak inkantacja, czyli po prostu zaklęcie. Występuje tutaj także „uwolnienie”, czyli klasyczny przykład odwoływania uroku zwłaszcza, że fragment ten dotyczy młodej kobiety, która była nękana telefonicznie przez mężczyznę, a po wymawianiu tej inkantacji on się od niej odczepił. Czy przypadkiem wiara katolicka nie zabrania praktykowania magii?
 
„Wybij sobie raz na zawsze z głowy, że wiek 65, 75 albo 85 lat jest równoznaczny z twoim albo cudzym końcem. Każdy, choćby najbardziej podeszły wiek może być początkiem wspaniałego, owocnego, aktywnego i nader twórczego okresu w życiu, który przyćmi wszystkie poprzednie.”
 
Ciągle kontynuując moje czepianie się chcę wspomnieć o kilku zupełnie bezsensownych jak dla mnie przykładach, do których należy chociażby dziewczyna, która w ekskluzywnym centrum handlowym zobaczyła torbę, która bardzo jej się spodobała, ale była dla niej za droga więc postanowiła ona „przekonać swoją podświadomość”, że torba należy już do niej i tego samego dnia dostała ją w prezencie od swojego chłopaka. Nie mam pojęcia, w którym miejscu znajduje się tu tytułowa „potęga podświadomości”. Powiedziałabym bardziej, że chłopak tej dziewczyny po prostu dobrze zna jej gust, chciał jej sprawić przyjemność i dlatego kupił torbę, która tak się jej podobała.
Innym przykładem do tego samego zagadnienia jest sytuacja przedstawiona w podrozdziale zatytułowanym „Strach nienormalny” mówiący o kobiecie zaproszonej na podróż samolotem dookoła świata, która zaczęła wycinać z gazet informacje na temat katastrof lotniczych i wyobrażała sobie, że samolot, którym leci spada, przez co wzbudzała w sobie nieistniejący wcześniej lęk. Fragment ten podsumowany został zdaniem: „Gdyby trwała przy tych wyobrażeniach, mogłaby przyciągnąć to, czego najbardziej się bała”. Dlaczego? Z jakiego niby powodu przestraszona osoba na pokładzie miałaby spowodować katastrofę? Zrozumiałabym to, gdyby ta pani była pilotem samolotu, bo wtedy jej strach mógłby wpłynąć na podejmowane przez nią decyzje i doprowadzić do popełnienia błędu, ale jako pasażer? Czy w tej sytuacji praktycznie każdy samolot nie powinien spadać, bo przecież w większości przypadków znajdzie się w samolocie przynajmniej jedna osoba, która boi się latać?
 
„Wielu ludzi ma szczególną chorobliwą skłonność do potępiania siebie, a zarazem użalania się nad sobą.”
 
Zdaję sobie sprawę, że jak do tej pory ta recenzja jest głównie moim narzekaniem na tę książkę, ale znalazłam w niej też kilka fragmentów, które rzeczywiście mnie zaciekawiły, miały sens i ratowały trochę ten poradnik. „Świadomy umysł jest w stanie podjąć decyzję na podstawie znanych mu faktów. Podświadomość jednak intuicyjnie zdała sobie sprawę z problemów tej firmy i odpowiednio wpłynęła na decyzję Sandry F”-tak, jestem w stanie stwierdzić, że jest to prawda i się z tym zgodzić, bo często jest tak, że nie wyłapiemy świadomie jakiegoś elementu, ale zakoduje się on w naszej podświadomości i wpłynie na nasze późniejsze decyzje.
„Potęgę podświadomości” czyta się dosyć szybko, co jest spowodowane głównie jej budową: składa się z dosyć krótkich rozdziałów, które dodatkowo podzielone są na podrozdziały, a ponad to na końcu każdego rozdziału znajduje się jeszcze „podsumowanie”, które zawiera w sobie wszystkie najważniejsze myśli i założenia z danego fragmentu.
 
Podsumowując: Bardzo dziękuję wszystkim, którzy dobrnęli do końca tej bardzo długiej recenzji/analizy bez względu na to, czy zgadzacie się z moją opinią na temat tego poradnika, czy nie. Jeśli jeszcze go nie czytaliście, to raczej nie będzie dla was zaskoczeniem, że ja wam go nie polecę. Według mnie byłaby to strata czasu, pieniędzy i nerwów.
Jeśli przeczytaliście książkę podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami na jej temat w komentarzu- bardzo chętnie podyskutuję.
 
Ocena:
2/10