wtorek, 9 lutego 2016

"Naznaczona"- P.C i Kristin Cast

"Szukałam siły nie po to, żeby stać się mocniejsza od innych, ale by zwalczyć swojego najgroźniejszego przeciwnika: własne wątpliwości."

Pierwsza część dość dużego cyklu "Dom Nocy" składającego się z 12 powieści oraz 4 dodatków. "Naznaczona" autorstwa Phyllis Christine Cast i Kristin Cast- duetu matki i córki, czyli jedna z moich pierwszych książek dzięki, której zakochałam się w czytaniu. 

Zoey Montgomery jest normalną szesnastolatką, która dzieli swój czas pomiędzy szkołę, przyjaciół i ludzi, których ciężko jest jej nazywać rodziną. Od kiedy jej matka kilka lat temu wyszła za mąż za John'a, jednego z ważniejszych przedstawicieli Ludzi Wiary, zdaje się nie zwracać zbytniej uwagi na swoje dzieci i bez względu na to, jakie jest jej zdanie w danej sytuacji zawsze bierze stronę męża.  
W dniu, gdy w szkole dziewczyny pojawia się łowca i naznacza ją cały jej świat staje na głowie. Teraz ma ona tylko dwie możliwości: albo przeniesie się do Domu Nocy- placówki nazywanej też "szkołą dla młodocianych wampirów" i przejdzie tam przemianę, albo umrze. Wybór wydaje się oczywisty, ale jak przekonać do niego John'a uważającego wampiry za potwory i matkę, która bez względy na wszystko nie sprzeciwi się mu, narażając przy tym życie własnej córki? Jedyną osobą, która może pomóc Zoey jest jej babcia, która odwozi ją do nowej szkoły i okazuje ogromne wsparcie. Teraz dziewczyna rozpoczyna nowe życie z nowymi przyjaciółmi pod okiem najwyższej kapłanki, która staje się jednocześnie jej mentorką oraz przyjmuje nowe nazwisko- nazwisko jej babci i starego czirokeskiego rodu: Redbird. 
Zoey nie jest zwykłą adeptką. Spoczywa na niej ogromna łaska Nyks, co poza wieloma darami przysparza jej też wrogów.

"Pamiętaj jednak, że ciemność nie zawsze równa się złu, tak jak światło nie zawsze niesie ze sobą dobro."

Efekty wizualne dostarczane przez tę "Naznaczoną" są czymś naprawdę niesamowitym. Naturalne jest, że gdy spotykamy się z jakąś książką po raz pierwszy to zwracamy uwagę przede wszystkim na okładkę, a dopiero później czytamy umieszczony z tyłu opis i pod tym względem koło tej lektury ciężko jest przejść zupełnie obojętnie. Na okładce dominuje matowa czerń, z którą kontrastuje jasna skóra spoglądającej z niej ciemno obramowanymi, głębokimi, intensywnie niebieskimi oczami dziewczyny. Tytuł wypisany jest czerwonymi, wypukłymi literami, a w okół niego znajduje się błyszczący, wieloelementowy wzór. Ponad to wewnątrz książki każdy kolejny rozdział ozdobiony jest sierpem księżyca, czyli symbolem adeptów i wampirów.
W serii "Dom Nocy" ludzie doskonale wiedzą o istnieniu wampirów. Niektórzy to akceptują, inni nie i uważają je za potwory, które należy wytępić, albo przynajmniej wyizolować od społeczeństwa. Naukowcy snują tezy odnośnie powodów, przez które ludzcy nastolatkowie zostają naznaczeni i zmieniają się, i próbują wynaleźć lek lub szczepionkę. Istnieje sieć zależności między ludźmi a wampirami, co nie zmieni faktu że żyją oni raczej osobno.
Dla mieszkańców Domów Nocy dzień i noc zamieniają się miejscami. Zmiana ta nie dotyczy tego, że światło słoneczne zabija wampiry, ale rzeczywiście ma nieprzyjemny wpływ przede wszystkim dla oczu, które zaczynają piec i łzawić. Przestrzegając kilku istotnych reguł adepci mogą opuszczać mury szkoły nawet za dnia nie wzbudzając przy tym sensacji.
Uwielbiam język jakim posługują się w tej powieści autorki: lekki, młodzieżowy, niepozbawiony wulgaryzmów. Często w książkach nawet pośród bohaterów wyjątkowo impulsywnych itp. najgorsze słowo jakie można usłyszeć (przeczytać) to "cholera", chociaż każdy doskonale wie że tak nie jest. Zwłaszcza, że znaczną część bohaterów stanowi młodzież postawiona w dość trudnej sytuacji. 
Kolejnym plusem "Naznaczonej" są liczne odwołania do różnych mitów i legend. Większość fabuły opiera się na mitologii greckiej. Sama bogini, której oddawana jest cześć w Domu Nocy- Nyks, jest greckim uosobieniem nocy oraz imiona, których używają niektórzy bohaterowie są z niej zaczerpnięte. Opisane są obrzędy ku czci bogini takie jak na przykład uroczyste obchody pełni księżyca, chociaż nawet w starożytnej Grecji kult Nyks był rzadko spotykany. 
Wampiry w tej powieści przedstawione są jako postacie ucywilizowane, bez kłów, szponów i niewykazujące się żądzą mordu. Co prawda muszą pić krew (a i to tylko w przypadku dorosłych nie adeptów), ale zdobywają ją na bardziej humanitarne sposoby niż rozszarpywanie gardeł. Wielu z nich posiada także różne nadprzyrodzone zdolności jak na przykład umiejętność odczytywania aury, wizje przyszłości, dar uzdrawiania lub uśmierzania bólu itp.
Bohaterowie są dopracowani i różnorodni pod względem zachowań i charakterów. Ciężko jest mi wybrać jakąś ulubioną postać, bo do bardzo wielu poczułam ogromną sympatię. Z całą pewnością do grona tych najlepszych należą przyjaciele Zoey: Stevie Rae, Erin, Shaunee, Damien (najukochańszy, najwspanialszy, najcudowniejszy i w ogóle same ochy! i achy!), sama Zoey, Erik- jej chłopak oraz oczywiście jej babcia Sylvia Redbird.  
Podsumowując: mogłabym napisać prawie to samo co po większości młodzieżówek, czyli że czyta się to bardzo szybko i przyjemnie, jest mnóstwo dialogów i akcja toczy się bardzo płynnie, bo tak jest. Mamy tu wiele tajemnic, których rozwiązania poznajemy w tym tomie, ale też takie, na których rozwiązanie trzeba trochę poczekać. Czasem ciężko jest tu rozróżnić dobro od zła, bo przenikają się nawzajem, a bohaterowie negatywni nie od razu ujawniają się jako tacy. Ja uwielbiam tę książkę i uważam że innym wielbicielom młodzieżówek i fantastyki też powinna się spodobać. 

Ocena: 
8/10

Cytaty:
- "A gdybym umarła, to czy dzięki temu byłabym zwolniona z jutrzejszego testu z geometrii?"
- "[...] odkrywa, że złe zachowanie nastolatka- a konkretnie moje, polegające na tym, że od czasu do czasu kłamałam, wkurzałam się i pyskowałam starym, no i może na swój dość niewinny sposób pożądałam Ashtona Kutchera, który niestety wolał dojrzałe kobiety, wywołało w moim ciele fizyczną reakcję! No, no- kto wie?"
- "No proszę: biała twarz, niebieskie wargi i czerwona krew- stawałam się patriotką czy jak?"
- "Ludzie Wiary chodzą na ich filmy, sztuki i koncerty, kupują ich książki i inne dzieła, a jednocześnie wyrażają się o nich jak najgorzej i nigdy, przenigdy się z nimi nie zadają. Ciekawe czy znają słowo "hipokryta"?"
- "Osobiście uważam, że jako gej stanowię równowartość dwóch chłopaków. Nie dość, że dostarczam wam męskiego punktu widzenia, to jeszcze nie musicie się przejmować, że będę chciał was pomacać po cyckach."
- "Albo jest demonem z samego piekła i czerpie moc z ciemnej strony. Kurde, czy tu nikt nie oglądał "Gwiezdnych wojen"? Też trudno było uwierzyć, że Anakin Skywalker stanie się sługą Imperatora, a jednak."

sobota, 6 lutego 2016

"Akademia Mroku. Rozdarte dusze"- Gabriella Poole

To już trzecia część serii "Akademia Mroku" autorstwa Gabrielli Poole, kontynuacja powieści "Wybrańcy losu" <recenzja> i "Więzy krwi" <recenzja> zatytułowana "Rozdarte dusze". Serdecznie zapraszam do zagłębienia się w mroczny świat uczniów Akademii Darke'a.

Tym razem Akademia przenosi się do Stambułu, ale nowe otoczenie nie daje ucieczki od problemów. Cassie w końcu próbuje pogodzić się z tym, że stała się jedną z Wybranych, wybaczyć osobie, która ją w to wpakowała oraz zintegrować się z resztą. Niestety zarówno ona, jak i jej najlepsza przyjaciółka Isabella zaczynają kolejny semestr bez swoich bratnich dusz. Chłopak Isabelli- Jake, nie zdecydował się na powrót do akademii po ty, jak dowiedział się że jego ukochana zgodziła się zostać źródłem życia Cassie. Z kolei Ranjit, miłość Cassie i jeden z Wybranych, rozstał się z nią ze względy na konflikt charakterologiczny zamieszkałych w nich dusz. Obie dziewczyny starają się rozpocząć wszystko od nowa jako niezależne singielki.
W tajemniczych okolicznościach zamordowani zostają Yusuf i Michaił, a Ranjit ginie nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Na pozór jedynymi rzeczami, które ich łącza jest to, że są Wybranymi, no i oczywiście płeć, ale czy aby na pewno to wszystko?
Mroczne sekrety Akademii Darke'a nadal dają o sobie znać.

Jeśli chodzi o styl jakim napisana jest powieść to zdecydowanie nie różni się w jakiś znaczący sposób od pozostałych części serii. W dalszym ciągu akcja jest bardzo dynamiczna i płynna, opisy ograniczone są do minimum, dialogi występują bardzo często a prowadzone są ciekawie i naturalnie.
Książkę czyta się bardzo szybko, co czyni ją idealną lekturą na jeden, maksymalnie dwa wieczory. W przeciwieństwie do pierwszego tomu, który rozpoczynał się dość długim, niewiele wnoszącym wstępem, tu praktycznie od samego początku coś się dzieje. Różne wątki łączą i plączą się ze sobą tworząc pajęczynę, w której czasem ciężko jest odnaleźć odpowiednią nić, z jednej strony wydaje ci się że wiesz co nastąpi w dalszej części powieści, ale ostatecznie okazać się może (chociaż nie musi) że pomyliłeś się w domysłach.
Autorka nie dodaje nam nowych bohaterów, a jedynie troszkę bardziej skupia się na postaciach, które w poprzednich częściach pełniły role trzecioplanowe. Tak na przykład Ayeesha i Carmac- Barbadoska i Irlandczyk, członkowie Wybranych, którzy wcześniej nie występowali zbyt często, w tej części za sprawą tego, że Cassie postanowiła jednak zaprzyjaźnić się w jakimś stopniu z  tą grupą, zaczęli pojawiać się trochę częściej, ale nadal nie są to osoby szczególnie ważne dla treści.
W "Rozdartych duszach" jednym z najważniejszych wątków jest wątek miłosny, zarówno ten pomiędzy Cassie i Ranjitem, który nie toczy się dobrze i pomiędzy Cassie i Richardem, znacznie ciekawszy. Jak dla mnie w tej części Renjit zachowuje się egoistycznie, za to Richard, o ile to jeszcze możliwe, jest jeszcze bardziej uroczy i robi bardzo dużo żeby pomóc naszej główne bohaterce we wszystkim, w czyn tylko jest w stanie pomóc jednocześnie się zbytnio jej nie narzucają. A poza tym kocham jego poczucie humoru.
Mimo tego, że w poprzednich częściach śmierć bohaterów, przede wszystkim tych złych, nie była niczym szczególnie nadzwyczajnym, to w tej mamy jednak większą grupę zmarłych osób i niestety jedną z nich jest osoba dość bliska czytelnikowi. Jest to część bardzo dramatyczna nie tylko ze względu na zgony, ale też ucieczki i wyjazdy tych najważniejszych osób.
Podsumowując: nie wiem co mogę napisać poza tym co pisałam już pod recenzjami wszystkich pozostałych tomów: książka jest lekka i przyjemna, idealna dla młodzieży lub osób, które chcą się zrelaksować przy mało ambitnej lekturze, oraz dla takich, które lubią książki z elementami paranormalnymi, ale znudziły się im wampiry i wilkołaki. Trzecia część trzema poziom.

Ocena:
8/10

Cytaty (4/5 Richard):
-"-Mogłybyśmy od razu załatwić Wielki Bazar, prawda? [...] A potem butiki! Galerie! Cudowni projektanci!
-Lekcje matematyki..."
-"No cóż, nie pamiętam żebyś kiedyś próbował swojego uroku na mnie- powiedział Richard, udając, że to rani jego uczucia.- Co ja jestem, siekana wątróbka?"
-"-Pomyślałem, że możecie potrzebować wielkiego, silnego mężczyzny, aby ochronił was przed kłębiącymi się tu hordami. [...]
-Tak- odpowiedziała.- Wiesz, gdzie możemy takiego znaleźć?"
-"Mam na ten temat teorię: przed moim dołączeniem do naszej małej poważanej grupki byłem ściśle hetero. Podejrzewam, że mój nieznośny duch lubi bawić się inaczej, ale zapewniam cię, że z całą pewnością gram w twojej drużynie. Albo chciałbym grać."
-"Isabella się opamięta, Ona jest naprawdę okej, nasza bella Isabella. Nie poznałaby urazy, nawet gdyby ta podeszła i kopnęła ją w tyłek."

czwartek, 4 lutego 2016

"Akademia Mroku. Więzy krwi"- Gabriella Poole

Druga część cyklu "Akademia Mroku" pt."Więzy krwi". Gabriella Poole postanowiła wyrwać mi serduszko i rozedrzeć na drobne kawałeczki.


Zamiast Paryża- Nowy Jork, zamiast niechęci- miłość i w końcu zamiast stypendystki- Wybrana. Kolejny semestr w Akademii Darke'a przynosi kolejne zmiany w życiu Cassie Bell. Od kiedy w ciele dziewczyny zamieszkał duch Estelle daje jej ogromną siłę i urodę, ale domaga się pożywienia. Na szczęście Cassie ma przy swoim boku mądrego i doświadczonego Wybranego- sir Alrica Darke'a, najlepszą przyjaciółkę Isabellę i wielką miłość Ranjita. Cassie zaczyna odkrywać swoje nietypowe i niebezpieczne zdolności, które przez przypadek ujawnione publicznie przynoszą jej wiele nowych problemów. Starzy wrogowie nie śpią i szukają zemsty.

"Więzy krwi" byłą na głowę swoją poprzedniczkę "Wybrańcy losu" <recenzja>. Mamy tu zdecydowanie więcej akcji, która toczy się bardzo gładko i szybko. Płynnie przechodzimy z jednego wydarzenia w drugie, poznajemy nowe intrygi i motywy kierujące bohaterami. Sam punkt kulminacyjny jest czymś niesamowitym i zaskakującym (zastanawiam się co siedzi pani Gabrielli w głowie żeby napisać coś tak niesamowitego). Książkę czyta się bardzo szybko i przyjemnie, ale nie obraziłabym się gdyby miała mnie więcej o połowę więcej niż ma (260 stron na to wszystko co się tu dzieje to trochę mało).
Większość bohaterów uległa jakiejś zmianie, chociaż zazwyczaj są bardzo subtelne. W przypadku Cassie po rytuale nasiliły się jej negatywne cechy: w dalszym ciągu jest pyskata i agresywna, tylko że stały się to jej cechy dominujące zwłaszcza w stosunku do Richarda (który swoją drogą nie przeszedł jakiejś szczególnej przemiany w stosunku do pierwszej części: nadal jest przeuroczy, chce się przyjaźnić z absolutnie wszystkimi, ma specyficzne poczucie humoru i podrywa wszystkie możliwe dziewczyny), sir Alrica Darke'a i Ranjita. Isabella nadal ma swój ogromy temperament i pogodę ducha, ale wykazuje się też odwagą, opiekuńczością, determinacją.
Wątek miłosny pomiędzy Cassie a Ranjitem składa się prawie w całości z kłótni i gorących przeprosin po nich następujących. Co prawda jest to wątek dość przewidywalny, ale mnie on tak pięknie dosmaczał całość. W tym momencie nienawidzę Ranjita i kocham jednocześnie, ale jednej rzeczy (słowa) mu nie daruję bez względu na to, co zdarzy się w następnej części.
Podsumowując: polecam tą książkę osobom lubiącym lekkie, raczej młodzieżowe lektury i takim, które czytały pierwszą części i nie są przekonane czy jest sens sięgać po kolejną część (według mnie ta jest zdecydowanie lepsza).

Ocena:
8/10

Cytaty:
-"Gniewasz się na mnie. Gniewasz się! Cassie, słodka dziewczyno, nie zniosę tego. Zabiję się. Nie, stoczę się do rynsztoka. Sprzedam swe ciało za kilka pensów i umrę na jakimś strychu, blady i wychudzony. Zmarnuję swój potencjał. Będę pisał pełną desperacji i tragizmu poezję."
-"Tak się składa, że kwestie te wcale nie są skomplikowane. Sądzę, że nawet polityk powinien pojąć to, co mam do powiedzenia."

niedziela, 31 stycznia 2016

"Legendy Artiji: Pomiędzy dwoma światami"- Krzysztof Borys

"Jeśli sama nie masz nadziei, to weź moją. Uwierz we mnie. Uwierz w to, że można zmienić przyszłość. A jeśli nie jesteś w stanie w to uwierzyć, to uwierz w to, że ja wierzę."

Na koniec miesiąca mam dla was recenzję książki "Legendy Artiji: Pomiędzy dwoma światami", która została napisana przez dość bliską mi osobę (a już na pewno bliską mojej przyjaciółce)- przez Krzysztofa Borysa. Jest to jego debiut literacki, który jak dotąd nie jest jeszcze udostępniony do sprzedaży.

Opis wydawcy: 
"Etriador. Rozległe królestwo, w którym niebezpieczeństwa czyhają na prawie każdym kroku. Magiczne istoty, bezlitośni bandyci, przerażające monstra, to tylko kilka spośród ciekawych atrakcji tej krainy. Kiedy zaś niebezpieczeństwo zagraża niewinnym ludziom, a świat staje na krawędzi zagłady, niezbędny jest bohater, który go ocali. Jego imię brzmi... Jak można tego nie wiedzieć?!
Tytułowym Miszczem i Kapitanem, czasem również idiotą, niezdarą i nudziarzem, poszukiwać przygód- Leinteth, wyrusza w podróż, której cel nie jest znany nawet jemu. Wkrótce może się okazać, że będzie to najtrudniejsza przygoda, jaką przyszło mu kiedykolwiek przeżyć."
Kilka słów ode mnie:
Etriador jest jedną z dwunastu zamieszkałych i trzech opuszczonych krain tytułowej Artiji i to właśnie z niej pochodzi nasz główny bohater Tahs Leinteth Angelo, lub też po prostu Leinteth- wielki wojownik, który niczego się nie boi i śmieje się niebezpieczeństwu w twarz. Zazwyczaj podróżuje on w towarzystwie trójki swoich kompanów Hektora, Nes i Herda, lecz tym razem wybrał się na ekspedycje mając za towarzysza jedynie klacz Nekse. Początkowo podróż niema konkretnego celu, aż do czasu gdy w jednej z karczm Leinteth napotyka znajomego maga Belefasta, który opowiada mu o tajemniczej sekcie powstałej w mieście Neavra, które nie jest oznaczone na mapach. Bohater decyduje się wyruszyć na poszukiwania. Trójka jego przyjaciół w tym samym czasie przeżywa swoją własną przygodę w ruinach Krowag, z której jeszcze nikomu nie udało się wrócić. 

W kilku słowach "Pomiędzy dwoma światami" jest powieścią fantasy z wartką i szybko rozwijającą się fabułą i mnóstwem zwrotów akcji. Z każdym kolejnym zdaniem wydarzenia nabierają coraz większego tempa dzięki czemu przeczytanie całości jest tylko kwestią czasu.
Świat wykreowany przez autora pełen jest zagrożeń i dziwnych, nietypowych stworzeń. Ludzie żyją obok elfów, niziołków i krasnoludów, na bagnach roi się od trolli i goblinów, w jaskiniach natknąć się można na orków, a w ruinach na duch, upiory i nieumarłych. Nie jest to rzeczywistość, w której chciałoby się funkcjonować, zwłaszcza, że bliża się Czas Pogromu- wielkiej wojny, która może położyć kres całemu istnieniu.
Bohaterowie "Pomiędzy dwoma światami" są bardzo różnorodni: zaczynając od bardzo pewnego siebie, a może nawet zadufanego Leintetha, który marzy o tym, że kiedyś postawią mu pomnik, przez impulsywnego i żądnego przygód Hektora, wiecznie uśmiechniętą Nes, zrzędliwego i przemądrzałego Herda (według mnie jest to chyba jedyna trzeźwo myśląca postać z tej powieści i dlatego bardzo go lubię), aż po pseudo bóstwo, o którym pisanie czegokolwiek byłoby ogromnym spoilerem. Każdy bohater jest inny, chociaż niestety część z nich ma jedną wspólną cechę: próżność, ale jest to tylko osób i w dalszym ciągu nie przeszkadza to temu, że każdy jest wyjątkowy.  Moimi zdecydowanie ulubionymi postaciami są: Herd, Mateo i Gordon- wojownicy z Neavry oraz Nes (ze względu na to, że jest kociarą).
Naprawdę podziwiam wyobraźnię Krzysztofa: to, że stworzył tak niesamowicie dopracowaną krainę, wszystkie nazwy miast i osad, czasem nawet roślin oraz wykreował ciekawych bohaterów jest czymś niezwykłym i sprawia że książka z całą pewnością warta jest przeczytania.
Powieść opatrzona jest ciekawymi ilustracjami stworzonymi przez Adriannę Pawlaszek. Nie są to rysunki jakoś szczególnie cudowne, ale są przeurocze w swoim minimalizmie i delikatność. Dominuje na nich biel a wszystkie elementy narysowane są czarną kreską. Wycieniowanie pracy ograniczone jest do absolutnego minimum dającego odrobinę głębi. Są interesującym i przykuwającym uwagę elementem.
Jedynym minusem, który zauważyłam w tej książce i raczej dość ciężko jest go nie zauważyć są dość często pojawiające się, zwłaszcza na początku, literówki. Zazwyczaj są to drobne błędy, ale miałam kilka przypadków kiedy nie byłam pewna czy dobrze zrozumiałam konkretne zdanie.
Podsumowując: jak na debiut literacki "Legendy Artiji: Pomiędzy dwoma światami" jest naprawdę świetną książką. Fantastyka na wysokim poziomie. Jeśli lubisz takie klimaty i będziesz mieć okazję zapoznania się z tą lekturą, zdecydowanie polecam.

Puki co nie mam informacji o tym, kiedy książka dostępna będzie w sprzedaży, ale na pewno jak tylko będę to wiedziała wszystko pojawi się na blogu.

Ocena:
8/10

Cytaty:
- "Zostałem asystentem człowieka rzucającego nożami. Był on wcześniej zawodowym zabójcą. Z głęboko zakorzenionego przyzwyczajenia nie potrafił rzucać obok swojego celu, więc za każdym razem musiałem unikać jego noży."
- "Wszyscy uprawiają ziemię. Potem zbierają zboże i pieką wodę. Ale idioci! Pieką wodę? Przecież wodę się smaży!"
- "A ty jesteś łysy!- mówi Nes, pokazując mu język.- Pewnie był wcześniej rudy- dodaje po chwili."
- "To nie przedmioty zniewalają ludzi, tylko ich pożądanie."

wtorek, 26 stycznia 2016

"220 linii"- Małgorzata Gutowska-Adamczyk

"Pamiętaj, dziecko, im będzie trudniej, tym bardziej się uśmiechaj! Uśmiech ma cudowną moc uzdrawiania rzeczy chorych."

Jedna z najlepszych lektur szkolnych, które miałam okazję przeczytać. Książka młodzieżowa poruszająca bardzo ważne kwestie z codziennego życia, czyli "220 linii" autorstwa Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk.

220 linii autobusowych i trzynastoletni chłopiec, który właśnie rozpoczyna naukę w gimnazjum i otrzymuje swoją pierwszą Warszawską Kartę Miejską, która upoważnia go do nieograniczonego korzystania z komunikacji miejskiej. Pierwsze dni września mijają Mikołajowi raczej pechowo: trafia do niezbyt ciekawej klasy, uszkadza sobie rękę jeżdżąc na deskorolce, zostaje okradziony przez szkolnego chuligana, a gdy informuje o tym nauczycielkę, ta nie staje po jego stronie lecz odsyła go do dyrekcji za bezczelne zachowanie. Chłopak szuka pocieszenia i ucieczki od problemów w podróżach po stolicy i swojej pasji- grze na perkusji. Dzięki temu Mikołaj poznaje nowych, ciekawych znajomych, odkrywa, czym jest prawdziwa przyjaźń oraz przeżywa swoją pierwszą miłość. 
Ponad to chłopiec zaczyna prowadzić drobne śledztwo w celu odkrycia kim jest tajemniczy QuaietSquad, który umieszcza wlepy ze złotymi myślami na pętlach autobusowych. 

"Ale bycie słuchaczem jest sztuką o wiele trudniejszą niż bycie mówcą. Niewielu ludzi umie słuchać. Słuchać, rozumiejąc. Słuchać, próbując dociec, co i dlaczego ktoś do nas mówi. Słuchać, nie przerywając komuś myśli w pół zdania, na znak, że już wiemy, o co chodzi. Bo nigdy nie wiemy wszystkiego o drugim człowieku."

"220 linii" nie jest kolejną ckliwą historyjką dla młodzieży, której głównym wątkiem jest piękna i niesamowita miłość od pierwszego wejrzenia lecz zawiera w sobie wiele motywów psychologiczno-filozoficznych.  Porusza ona kwestie takie jak sens ludzkiej egzystencji oraz to, że ludzie nie zawsze są tacy, jakimi widzimy ich na pierwszy rzut oka i często zakładają maski, żeby nie pokazywać innym jak bardzo są nieszczęśliwi. 
W powieści mamy oczywiście wątek miłosny, ale nie jest to typowa miłość romantyczna, o której często czytamy nie tylko w książkach dla młodych czytelników, ale też w literaturze kobiecej. Uczucie rozwija się tu stopniowo rozpoczynając od tego, że Mikołaj całkowicie ignoruje Melanię i przecież niema w tym nic dziwnego, bo ona przecież jest dziewczyną, a on w wieku trzynastu lat dopiero zaczyna wychodzić z fazy homofilnej. Później, gdy już zaczynają ze sobą rozmawiać ona się w nim zakochuje, a on traktuje ją jak kumpla (w dalszym ciągu nic niezwykłego), no i w końcu Mikołaj zdaje sobie sprawę że naprawdę zależy mu na Melanii, ale nie jest to miłość polegająca na trzymaniu się za łapki, przytulaniu i buziakach. Melania może liczyć na to że Mikołaj pomoże jej w problemach bez względu na to jak bardzo będą one ciężkie (a ona naprawdę ma problemy dużo bardziej złożone niż "co ja mam na siebie włożyć") i dokładnie to samo działa w drugą stronę, ale nie zagłębiam się już bardziej w ten temat bo polecą spoilery. 
"22o linii" jest także powieścią o spełnianiu marzeń. Nasz główny bohater marzy o założeniu zespołu muzycznego: powoli kompletuje sprzęt i pozostałych członków zespołu i pomimo tego, że ani jedno, ani drugie nie jest rzeczą łatwą nie poddaje się. Dzieli swój czas pomiędzy wszystkie ważne dla niego rzeczy i osoby: szkoła, perkusja, przyjaciele, dziewczyna, a najlepszym środkiem do pogodzenia tego wszystkiego ze sobą okazuje się być właśnie muzyka.
Bohaterowie stworzeni przez panią Małgorzatę są bardzo ciekawi. Każdy z nich jest inny, ma oryginalny portret psychologiczny i dobrze skonstruowaną sytuację rodzinną. Mamy tu bohatera o przeciętnej sytuacji rodzinnej i finansowej, sierotę wychowywaną przez dziadka, bardzo biedną postać, która w skrajnej biedzie żyje z matką i 2 rodzeństwa oraz osobę z zamożnej, ale rozbitej rodziny i oni wszyscy prędzej czy później odnajdują wspólny język. 
Akcja lektury toczy się w Warszawie i dlatego trochę dziwnie czułam się czytając ją. W większości opisanych tu miejsc byłam przynajmniej raz w życiu. Taka na przykład ulica Międzynarodowa, która pojawia się dość często, jest ulicą przy której wychowała się moja mama i w dalszym ciągu mieszka tam kilka osób z mojej rodziny. Tak samo jest z pętlą Nowodwory i wieloma innymi miejscami. 
Jedyną rzeczą, która nie podobała mi się w tej książce jest wykreowane przez panią Gutowską-Adamczyk gimnazjum. Chodzi mi tu przede wszystkim o dyskotekę szkolną, która odbywa się w pewnym momencie powieści, a na której obecność jest obowiązkowa i jeśli się na nią  nie przyjdzie to ma się obniżoną ocenę z zachowania. Ponad to nauczycielka od razu informuje uczniów że nie uznaje ani zwolnień od rodziców, ani od lekarza, ani żadnych innych, co oczywiście nie ma racji bytu bo wychodzi tu na to, że szkoły nie interesuje że masz zapalenie płuc, ospę wietrzną czy umówioną rok temu wizytę u lekarza, która jak się okazuje wypada tego samego dnia, bo masz przyjść na dyskotekę i dobrze się bawić. 

"Życie jest największym darem. Jest tajemnicą. Co prawda, przygnieceni codziennymi troskami, czasem o tym zapominamy, ale przecież nic nie zmieni tego faktu. I nie możemy decydować kiedy nastąpi nasz kres. To należy wyłącznie do Boga."

Podsumowując: książkę mogę zdecydowanie polecić nie tylko młodym, ale też bardziej ambitnym czytelnikom. Przekazuje ona wartości aktualne bez względu na to czy mamy lat 10, 16, 25 czy 40, a przy okazji czytania jej możemy przypomnieć sobie nasze własne dzieciństwo (jeśli należysz do starszej grupy czytelniczej).

Ocena:
8/10

"Akademia Mroku. Wybrańcy losu"- Gabriella Poole

"Akademia nauczy cię zdobywać życie, zmuszać je do uległości i naginać zgodnie z twoją wolą. prawdziwi absolwenci Akademii Darke'a  łapią życie za gardło, Cassandro! Pamiętaj o tym?"

W dalszym ciągu trwa u mnie faza na czytanie młodzieżówek, więc dzisiaj mam dla was recenzję pierwszej części syklu "Akademia Mroku" czyli "Wybrańcy losu" autorstwa Gillian Philip piszącej tę serię pod pseudonimem Gabriella Poole. 

Akademia Darke'a jest elitarną szkołą, która co semestr przenosi się w inne egzotyczne miejsce świata, a jej uczniowie są piękni, dobrze urodzeni i bogaci. 
Wraz z przyjazdem akademii do Paryż pojawia się w niej nowa stypendystka Cassandra Bell- amerykanka, która większość swojego życia spędziła w sierocińcu. Dziewczyna dzięki namowom swojego przyjaciela zdecydowała się złożyć podanie o stypendium, żeby w końcu móc zmienić swoje życie. 
Pierwszymi osobami, które poznaje Cassie są Wybrani- grupa najbardziej uprzywilejowanych, niezbyt sympatycznych uczniów, który trzymają wszystkich na dystans. Nowa uczennica postanawia przeprowadzić drobne śledztwo, żeby odkryć sekret Wybranych i dowiedzieć się co mają wspólnego z tragedią, która wydarzyła się rok wcześniej gdy siedziba Akademii mieściła się w Kambodży.

"Akademia Mroku", wbrew pozorom zawartym zarówno na okładce jaki i w znacznej części powieści, nie jest kolejną książką z wampirami w roli głównej, co już jest pierwszym plusem. Niestety język lektury jest raczej przeciętny, a akcja rozwija się bardzo powoli i pierwsze naprawdę wciągające wydarzenia rozpoczynają się dopiero po jakichś 3/4 książki. Pierwszy tom serii zawiera w sobie głównie wprowadzenie i szkic sytuacyjny, a zdarzenia, które rzeczywiście zaczynają nadawać tempo rozpoczynają się zdecydowanie za późno i przez to gdy już wkręcisz się w fabułę i zaczynasz chłonąć każde słowo czekając na to, co będzie dalej okazuje się że to już koniec.
Główna bohaterka "Wybrańców losu" jest postacią, o której ciężko jest mi coś powiedzieć, bo z jednej strony jest dość irytująca, często zmienia zdanie, jest zbyt łatwowierna i na podstawie zachowania jednej (lub kilku) osób od razu wyrabia sobie zdanie na temat całej grupy, przez co na początku zachowała się dość niesympatycznie wobec swojej przyszłej przyjaciółki Isabelli, bo od początku utożsamiła ją z tym, że skoro jest bogata to będzie ją traktować w sposób podobny do Wybranych, że jest kolejnym rozpieszczonym dzieciakiem itp. Z drugiej jednak strony jest ona bohaterką bardzo silną psychicznie i mam w stosunku do niej pewien sentyment i sympatię, ponieważ jest bardzo podobna do pewnej znanej mi osoby.
Jak w każdej powieści młodzieżowej, tak i tu nie mogło się obejść bez wątku miłosnego. Mamy tu dwóch bohaterów, którymi zainteresowana jest Cassie i (a to ciekawe) oboje są Wybranymi. Jednym z nich jest Richard- anglik o "niebywałym uroku osobistym", a drugim tajemniczy hindus Renjit, który każe się jej trzymać możliwie jak najdalej od niego i innych Wybranych (tak bardzo uroczo).
Postacie wykreowane w tej książce są bardzo różnorodne, zarówno pod względem wyglądy ponieważ prawie każdy pochodzi z innego miejsca na świecie, jak i charakteru. W "Akademii Mroku" występuje wielu bohaterów bardzo ważnych dla fabuły, ale też takich, którzy pojawiają się w jednej krótkiej scenie, dowiadujemy się czegoś o nich, a później znikają i niema ich już do końca akcji. Największy nacisk położony jest tylko na kilka postaci i są to Cassie, Isaballa, Richard, Renjit, Jake- chłopak, który podobnie jak Cassie jest na stypendium, tylko że z innego powodu i w którym zakochana jest Isabella, Katerina i Kejko -Wybrane, sir Alric Darke- założyciel akademii oraz madame Azzedine, nazywana też Estelle. Tyle postaci wystarczy dla całkowitego zawiązania akcji, ale poza nimi są tu też inni uczniowie i inni Wybrani. 
Podsumowując: książka powinna Ci się spodobać jeśli szukasz lekkiej lektury z paranormalnymi elementami, ale znudziły Ci się już wampiry i wilkołaki. Całkiem przyjemna książka do przeczytania w jeden wieczór.

Ocena:
6/10

Na "do widzenia" specjalnie dla was kilka cytatów:
-"Cholera, trzeba było zdobyć kasę. Sprzedać duszę diabłu albo coś w tym stylu"
-"-Na tym drzewie siedzą ptaki- rzuciła Cassie, wskazując na jeden z platanów rosnących w parku.- Sprawdź, czy twój urok sprawi, że opuszczą swoje gniazdo."
-"Lubię, kiedy posyłasz Estelle do diabła. Każ jej tam iść na następne kilka godzin."

piątek, 8 stycznia 2016

BookHaul #1

Listopadowo-grudniowy BookHaul ;)
*ostatnia książka styczeń

"Życzenie"- Alexandra Bullen

Witam wszystkich na początku nowego roku 2016 i zapraszam na recenzję książki Alexandry Bullen pt. "Życzenie".

Olivia Larsen, po śmierci siostry bliźniaczki Violet, przeprowadza się razem z rodzicami z Willis- małego miasteczka kilkanaście mil od Bostonu do San Francisco. Dziewczyna ma problem z zaaklimatyzowaniem się w nowej szkole, gdyż zawsze była reaczej skryta i nieśmiała, a sprawy natury towarzyskiej były działką siostry. 
Pewnego dnia dziewczyna dowiaduje się o imprezie powitalnej na ich cześć organizowanej w firmie, w której pracuje jej mama. Olivia mimo że nie jest wielbicielką tego typu uroczystości decyduje się pójść, ale wcześniej musi znaleźć odpowiedni strój. W tym celu przeszukuje kartony z rzeczami Violet i natrafia na piękną sukienkę, ale niestety z rozdarciem przy suwaku. Bohaterka oddaje ją do naprawy do pracowni krawieckiej prowadzonej przez młodą, drobną i dość nietypową krawcową- Posey. Następnego dnia przed jej domem pojawia się pokrowiec na ubrania. ale w środku znajduje się zupełnie inna sukienka. Ta jedna rzecz i ten jeden wieczór przywracają dziewczynie radość życia i siostrę. 

Każdy ma jakieś marzenia. Czasem jest to coś drobnego, a czasem coś, bez czego nie moglibyśmy funkcjonować. Wielu ludzi zastanawia się co by zrobili, gdyby odnaleźli lampę z dżinem spełniającym trzy życzenia. W takiej sytuacji znalazła się nasza bohaterka za sprawa magicznych sukienek.
Do sięgnięcia po "Życzenie" zachęca już sama okładka: zachowana w kolorystyce granatów i błękitów, połyskująca, z wytłoczonymi elementami. Łagodnymi, niebieskimi oczami spogląda z niej na czytelnika subtelna dziewczyna w delikatnej i eleganckiej sukience, a w okół niej latają motyle wyróżniające się swoim jasnym kolorem na ciemnogranatowym tle. Piękna i tajemnicza oprawa graficzna skrywa w sobie równie piękną treść z nutką miłości, przyjaźni i magii.
Książka opowiada o zwykłej nastolatce, której życie nie usłane było różami: straciła swoją jedyną przyjaciółkę- Violet, a jej dawni znajomi zadawali się z nią tylko dla tego że była jej siostrą, tej wiecznie uśmiechniętej optymistycznej dziewczyny, z którą można było spędzać godziny na zakupach i chodzić na wszystkie imprezy, która czerpała z życia pełnymi garściami. Jej rodzice po tragedii rzucili się w wir pracy: matka całymi dniami przesiadywała w kancelarii, a ojciec zajmował się remontem ich nowego domu. Obydwoje zdawali się zapomnieć że mają jeszcze jedną córkę, której też jest ciężko, podobnie jak im.
Dzięki magicznej sukience dziewczyna sprowadza z zaświatów siostrę i przy jej pomocy zdobywa w końcu przyjaciółkę- Callę. Zakochuje się też w pewnym niezwykle przystojnym skaterze Sorenie, który na jej nieszczęście już się z kimś spotyka i jest to właśnie Calla. Gdy para się rozstaje Olivia zaczyna spotykać się z Sorenem, ale ukrywają to, żeby nie sprawić przykrości Calli. Przez tą sytuację dziewczyna nie może się w pełni cieszyć ani przyjaźnią, która przez nią nie jest do końca szczera, ani z miłości, bo musi ją ukrywać przed innymi.
Powieść napisana jest łatwym i przystępnym językiem jak na młodzieżówkę przystało i mimo że nie jest szczególnie wybitna to wydaje mi się że warto się z nią zapoznać.

Ocena: 7/10

piątek, 25 grudnia 2015

"Dotyk Julii"- Tahereh Mafi

"Prawda jest zazdrosną, porywczą kochanką, która nigdy nie śpi, oto, czego nie mówię. Nigdy nie będzie dobrze."

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie w ten piękny Świąteczny wieczór (lub kiedy tam to czytacie) i zapraszam na recenzję książki autorstwa Tahereh Mafi pt. "Dotyk Julii".

Świat się zmienił. Nic nie jest tak, jak być powinno. Ziemia jest jedynie suchą skorupą pozbawioną roślinności, minęło mnóstwo czasu od kiedy ktoś widział jakieś zwierzę, wielu ludzi niema co jeść, ani co pić. Zniknęły pory roku, atmosfera została poważnie uszkodzona. Z pomocą przychodzi Komitet Odnowy- partia polityczna, która wmawia ludziom że zaistniałą sytuację można jeszcze naprawić, ale działania jakie podejmują po dojściu do władzy daleko mijają się z obietnicami...
264 dni. Tyle czasu siedemnastoletnia Julia Ferrars  siedzi zamknięta w celi szpitala psychiatrycznego, od tak dawna nikogo nie widzi, z nikim nie rozmawia. Władzą oddali ją jej właśni rodzice, którzy uznali że jest niebezpieczna dla społeczeństwa. Jej dotyk może zabić.
Julia nie jest szalona. Wierzy, że nie jest szalona. Przy zdrowych zmysłach trzymają ją liczby : "1 okno. 4 ściany. 1,5 metra kwadratowego powierzchni. 26 liter alfabetu w języku, którym nie mówiłam przez 264 dni odosobnienia." oraz jedno marzenie, jeden sen, który przynosił ukojenie w ciężkich chwilach: "Dzisiaj zobaczę ptaka. Będzie biały, ze złotymi prążkami na głowie, przypominającymi koronę. Będzie latał." Tak wygląda jej życie: marzenia, myśli, słowa, którymi z nikim nie może się podzielić. Notatnik i popsute pióro z resztką atramentu. Do czasu kiedy do jej celi trafia Adam i nagle wszystko to, co było dziewczynie znane zaczyna się burzyć. 

"Z braku bliskości z ludźmi budowałam więzi z papierowymi postaciami. Przeżyłam miłość i stratę z powieści historycznych, doświadczyłam dojrzewania przez analogię. Mój świat jest utkaną ze słów pajęczyną, splatającą kończyny, kości i ścięgna, myśli i obrazy. Jestem istotą złożoną z liter, postacią stworzoną przez zdania, wytworem wyobraźni, fikcją."

"Dotyk Julii" to piękna, poruszająca i wciągająca dystopia. Wizja zniszczonego świata przedstawiona przez autorkę jest bardzo prawdopodobna ponieważ czynnikiem, który spowodował destrukcję jest to, co ludzie robią każdego dnia: niezliczone ilości spalin emitowanych do atmosfery, stosowanie nawozów sztucznych i środków owadobójczych, które na dłuższą metę wyniszczają ziemię i mają straszny wpływ na ludzkie zdrowie, podawanie zwierzętom pasz z tych roślin. Komitet Odnowy tylko wykorzystał sytuację, wcisnął ludziom fałszywe nadzieje (tak jak to się często zdarza w świecie polityki) i zmienił ich życie w jeszcze gorszy koszmar.
Książka napisana jest narracją pierwszoosobową prowadzoną przez główną bohaterkę, dzięki czemu możemy ją bardzo dokładnie poznać. Jest ona postacią doskonale wykreowaną: jej dzieciństwo, które wspomina, całe jej życie, w którym brakowało jej osoby, która darzyła by ją jakimś pozytywnym uczuciem, troszczyła się o nią. To, że jej rodzice jej nienawidzili, traktowali jak diabelski pomiot, bali się jej. Całe społeczeństwo nie chciało mieć z nią nic wspólnego, bo na chwilę zapomniała jak bardzo jej dotyk jest niebezpieczny i chciała pomóc wstać małemu dziecku. Jak przez cały czas starała się być dobra, miła, nikomu nie przeszkadzać, pomagać wszystkim na miarę swoich możliwości, tylko po to, żeby okazano jej odrobinę ciepła, ale nigdy nie usłyszała nawet słowa "dziękuję".Nigdy nikomu nie życzyła źle, mimo wszystkich doświadczonych krzywd. To wszystko daje nam pełny i spójny obraz tego jaki piękny jest jej system wartości i jak bardzo kocha ludzi, nawet tych, którzy zmienili jej życie w piekło. Jest osobą inteligentną, ale też bardzo wrażliwą i zamkniętą w sobie.
Każda z postaci występujących w tej lekturze ma doskonale stworzony portret psychologiczny i wnosi coś ważnego do akcji. Niema tu postaci, której nie lubię, ale mam mieszane uczucia co do Warnera, ponieważ jest on osobą kochającą władzę i nie cofnie się przed niczym żeby osiągnąć swój cel, ale ma w sobie coś, co sprawia że nie chcę go uważać za postać negatywną a jedynie taką, która zbłądziła.
W powieści mamy oczywiście także piękny wątek miłosny, który rozwija się między Julią i Adamem. W trakcie trwania akcji dowiadujemy się że bohaterowie poznali się wcześniej, zanim spotkali się w szpitalnej celi i jak bardzo byli sobie bliscy, mimo że ze sobą nie rozmawiali. No i jeszcze fakt, że ich spotkanie nie było przypadkiem...
Kolejną rzeczą, którą uwielbiam w tej książce są poprzekreślane zdania, które mają tu wiele zastosowań: dowiadujemy się z nich prawdy, którą Julia zna, ale bardzo chce ją od siebie odrzucić; są to słowa, które pojawiają się w jej głowie, a ona nie chce się przyznać że właśnie o tym pomyślała, oskarża w nich samą siebie o swoją sytuację. Często są to też skreślone powtórzenia, mające na celu podbicie znaczenia (najczęściej osobistego) danego zdania.

Ocena:
10/10

PS. Z okazji trwających właśnie Świąt Bożego Narodzenia chciałabym życzyć wam wszystkim kochani ciepłych, radosnych chwil spędzonych w gronie rodziny i przyjaciół, i żeby spełniły się wszystkie wasze marzenia. Wesołych Świąt!

środa, 16 grudnia 2015

"Dziedziczki"- Andrzej Pilipiuk

"Świat wokół nas niekiedy okazuje się bardzo skomplikowany, niż nam się wydaje. A czasem jest bardzo prosty, choć wydaje się złożony."

Witam Was wszystkich bardzo serdecznie i zapraszam na recenzję trzeciej, i ostatniej części trylogii Kuzynki Kruszewskie ( <część 1> <część 2>) autorstwa Andrzeja Pilipiuka.

-Kuzynki Stanisława i Katarzyna Kruszewskie razem z Moniką wracają w rodzinne strony do przemianowanych na PGR, dawnych Kruszewic, gdzie postanawiają rozpocząć działalność gospodarczą, odbudować dwór, zaprowadzić nowe porządki. Dla nich nowe miejsce prawie zawsze oznacza nowe kłopoty...
-Leszlo i Arminius wpadają na trop architekta, który na swoim koncie ma budynki z przed kilku tysięcy lat, a ostatnie jego ślady zaobserwowane zostały w Norwegii. Dwaj łowcy wampirów próbują go odnaleźć i jeśli będzie to potrzebne unicestwić.
-Mistrz Michał Sędziwój planuje wyprawę na Tajwan w celu odszukania innych alchemików, ale co wyniknie z tej wyprawy?

Jak przystało na Andrzeja Pilipiuka akcja od samego początku powieści rusza z kopyta. Nasi bohaterowie decydują się zmienić otoczenie i z tętniącego życiem Krakowa przenosimy się do małej wioski, której mieszkańcy (całe cztery osoby) nie są zachwyceni powrotem dziedziczki i nowym porządkiem rzeczy. Ci ludzie przyzwyczajeni byli tylko do dwóch rzeczy: spania i picia, i najczęściej robili to na zmianę, a żyli jedynie z zasiłku dla bezrobotnych. Po zarówno pierwszej, jak i drugiej części wiemy doskonale że pod okiem Kruszewskich coś takiego nie mogło by przejść, więc korzystając ze swoich dojść pozbawiają ich zasiłku i prawie że siłą zaganiają do pracy przy odbudowie zaniedbanej wsi. Bunt wisi w powietrzu, a jego ofiarą w pewien sposób zostaje zupełnie nieświadoma niczego Monika.
Odbiegając trochę od tematu kuzynek i księżniczki, a skupiając się trochę bardziej na pozostałych, znanych nam już bohaterów książki: Bractwo Drugiej Drogi nie zostało całkowicie wytępione, a osoby które czytały poprzednie części wiedzą co to oznacza: nic dobrego. Ci ludzie nie cofną się przed niczym, żeby poznać tajemnicę kamienia filozoficznego.
W książce nie brakuje tego cudnego, czasem lekko sarkastycznego poczucia humoru pana Pilipiuka, momentów wzruszenia i smutku, które wycisnęły ze mnie łzy, ani takich przy których nie było innej opcji jak tylko się roześmiać, albo przynajmniej uśmiechnąć. Andrzej Pilipiuk doskonale potrafi grać na moich uczuciach. Ponad to w "Dziedziczkach" pojawia się króciutka wzmianka o innym bohaterze wykreowanym przez tego autora (Kto wie o kogo chodzi?) i mimo że zazwyczaj bardzo tego nie lubię to tutaj szczery uśmiech sam pojawił się na mojej twarzy- ot, taki sentyment.
W powieści pojawiła się, poza mieszkańcami Kruszewic, jeszcze trójka nowych bohaterów: bracia Pawło i Ihor- cieśle z Ukrainy, który zostali zatrudnieni do wybudowania dworu oraz Paweł- student ASP i malarz. W tym momencie zazwyczaj wypowiadam się co do tego czy lubię, czy nie lubię danej postaci, ale w tym wypadku tego nie zrobię bo boję się spoilerów.
Podsumowując: ostatnia część jest równie cudowna co poprzednie, co daje nam pełny obraz ma całą trylogię, która według mnie jest warta przeczytania, a już na pewno mogę polecić ją wszystkim fanom fantastyki oraz twórczości Andrzeja Pilipiuka.

Ocena:
8/10

Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Trylogia"

niedziela, 6 grudnia 2015

"Gwiazda anioła"- Jennifer Murgia

"Czy wierzysz, że różne rzeczy dzieją się z jakiegoś powodu? Że niektórzy ludzie mogą pojawić się w naszym życiu, spotykać nas w jakimś konkretnym celu? Że wszystko jest częścią jakiegoś większego planu?"
Dzisiaj w ten piękny Mikołajkowy wieczór mam dla was recenzję książki autorstwa Jennifer Murgii (lub jak tam powinno się odmieniać to nazwisko) pt. "Gwiazda anioła". Gorąco zapraszam do czytanie.

Teagan McNeel jest zwykłą siedemnastolatką: mieszka w małym, sennym miasteczku Hopewell, na zachód od New Jersey; ma kochającą mamę, najlepszą przyjaciółkę Clarie i wroga Brynn; uwielbia czytać książki z paranormalnymi bohaterami; słucha Evanescence. Od dziecka męczą ją koszmary, ale gdy była mała jej mama mówiła jej że niema się czego bać bo czuwa nad nią jej Anioł Struż. 
Pewnego dnia w szkole, w której uczy się Tea pojawia się nowy chłopak, który wzbudza ogólne zainteresowanie wśród żeńskiej części liceum, ale on zdaje się zwracać uwagę jedynie na Teagan, a ona, mimo że prawie go nie zna, szuka go wzrokiem na każdej przerwie. 
Koszmary dziewczyny nasilają się z każdą kolejną nocą, a z czasem zaczynają nękać ją także w ciągu dnia, a ratunkiem okazuje się być nowo poznany blondyn. 
Kim tak naprawdę jest Garreth? Kim jest Tea i jaki związek z tym wszystkim co się w okół niej dzieje ma jej ojciec, którego dziewczyna zna tylko ze zdjęć? I czego chce od niej tajemniczy Hadrian?

Powieść o pięknej i niesamowitej miłości między aniołem a ludzką dziewczyną. Teagan zawsze pragnęła znaleźć cudownego chłopaka, który byłby prawdziwym spełnieniem jej marzeń, uciekała się nawet do modlitw, ale nigdy nie mogła spodziewać się w jaki sposób zostaną one wysłuchane. Niestety para niema dla siebie zbyt dużo czasu bo Garreth'owi dane jest spędzić tylko osiem dni na ziemi- tyle ile ramion ma oktagram na jego dłoni i ile faz ma ludzkie życie. Ósemka jest cyfrą pełności, w okół której kręci się świat.

"Gwiazda anioła" jest książką lekką, króciutka i przyjemną, ale niestety zbyty przewidywalną. Akcja toczy się bardzo szybko, czasem nawet za bardzo i aż chciałoby się żeby niektóre wątki były bardziej rozbudowane. Fabuła może wydawać się oklepana, ale mnie absolutnie to nie przeszkadzało i płynęłam przez powieść, często tracąc poczucie czasu, za co bardzo przepraszam moich nauczycieli (niema to jak zaczytywać się na lekcjach).
Przy okazji chciałabym także podziękować moim cudownym przyjaciołom, który wysłuchiwali mojego marudzenia, że nigdy sobie nikogo nie znajdę bo przez książki mam zbyt wygórowane oczekiwania i że ja chcę Garretha'a. (Tak, wiem że to nie jest zbyt dojrzałe zachowanie z mojej strony.)
Podsumowując: wiem że wielu osobom książka nieprzypadła do gustu (przygotowując się do napisania recenzji przejrzałam kilka innych), ale mnie się bardzo podoba. Nie wiem jakiej grupie wiekowej mogę polecić powieść, więc po prostu jeśli zainteresowała Cię moja opinia- sprawdź i wyrób sobie własną, a jeśli uważasz że akurat ta powieść raczej nie jest dla Ciebie, to poco się z nią męczyć, prawda?

Ocena:
7/10

niedziela, 29 listopada 2015

"Amore 14"- Federico Moccia

"Nie ma nic piękniejszego niż coś, co zaczęło się przez przypadek i dobrze się skończyło!"

Ostatnio bardzo zaniedbuję bloga, ale mam nadzielę że w przyszłym miesiącu moja frekwencja się poprawi i dobrze zamknę ten rok. Tymczasem zapraszam was na recenzję książki, z którą trochę się pomęczyłam, czyli "Amore 14" autorstwa Federica Mocci.

Główną bohaterką książki jest prawie czternastoletnia Carolina, która marzy o znalezieniu wielkiej, cudownej, prawdziwej miłości. Ma dwie przyjaciółki Alis i Clod- wszystkie się bardzo od siebie różnią i to trzyma je przy sobie: Alis jest bardzo pewna siebie i sądzi że każdą sprawę można rozwiązać za pomocą pieniędzy; Clod jest bardzo skryta, znacznie mniej przebojowa niż Alis i lubi jeść; a Carolina jest bardzo wrażliwa, uwielbia czytać książki, słuchać muzyki i spędzać czas w towarzystwie swojego starszego brata Giovanni'ego, którego sama nazywa Rusty James. 
Pewnego dnia w czasie wizyty w księgarni Caro poznaje przystojnego Massimiliana, w towarzystwie którego spędza bardzo przyjemne popołudnie. Niestety, gdy dziewczyna wraca do domu jej telefon z numerem Massi'ego zostaje ukradziony i całkowicie traci z nim kontakt, a poszukiwania prowadzone na wszystkie możliwe sposoby nie przynoszą skutków. W tym czasie w życiu Caroliny zachodzą różne zmiany. 

"Fotografia zatrzymuje czas, zabija obawę, że wszystko zniknie. Wystarczy jedno kliknięcie. Ten obraz, a zwłaszcza myśli, które przywołuje, na zawsze pozostaną nasze."

"Amore 14" nie jest książką, która przypadnie do gustu większości czytelników, ale jest na swój sposób powieścią bardzo uroczą i świeżą, dzięki postaci Caro, która nie jest jakoś szczególnie inteligentna (na początku uważałam ją nawet za dość infantylną), ale jest po prostu normalna jak na swój wiek. Żyje trochę w świecie swoich marzeń, chciałaby mieć chłopaka, który chociaż w niewielkim stopniu byłby podobny do jej brata i wierzy, że przyjaźnie z czasów szkolnych będą trwać wiecznie. Wydaje mi się, że gdyby większość z kobiet, które kiedykolwiek sięgnęły lub sięgną po tę pozycję przyjrzała się dokładniej postaci Caroliny zobaczyły by w niej troszkę z siebie w wieku tych trzynastu-czternastu lat.
Lektura jest napisana w formie pewnego rodzaju pamiętnika, który pisze Caro i w którym opisuje w kolejności każdy miesiąc: wypisuje piosenki, które wpadły jej w ucho w danym czasie, co dzieje się w jej szkole, domu, życiu, relacjach z przyjaciółmi. W książce opisany jest prawie cały rok, a dokładniej 11 miesięcy: od września do lipca, pomiędzy którymi znajdują się krótkie wstawki od członków rodziny. 
Język jaki występuje w tej książce nie jest szczególnie wyszukany, ale w tym przypadku trzeba ocenić to na plus, bo dodaje to jeszcze więcej autentyczności. Jedyne do czego muszę się przyczepić to zdecydowanie za często powtarzane "na maksa": "podobał mi się na maksa", "impreza była czadowa na maksa" itp.
Niestety podczas czytania miałam kilka takich momentów, w których stwierdziłam, że nie uda mi się dobrnąć do końca i że niema innej opcji jak tylko odłożyć ją na półkę, i więcej do niej nie wracać, ale koniec końców cieszę się że tego nie zrobiłam, bo powieść jest naprawdę słodka i przedstawia piękną relację między rodzeństwem. Szczerze mówiąc to właśnie starszy brat Caroliny jest moją ukochaną postacią męską z tej powieści, bo żaden inny bohater nie dorasta mu nawet do pięt: jest odważny, troszczy się o swoją siostrę, stara się spełnić swoje marzenia. 
Podsumowując: osobą, które poszukują bardziej ambitnej lektury- odradzam, ale jeśli masz ochotę sięgnąć po coś, co nie będzie wymagało od ciebie myślenia i analizowania, a przy tym czegoś uroczego i radosnego- polecam. Polecam także czytelniczką w wieku narratorki powieści, prawdopodobnie wam się spodoba. 

Na koniec jeszcze tylko kilka cytatów:

"Lektura książki to szczególny moment, kiedy nagle ożywają jakieś postacie, a ty czytając to, co mówią, czują, przeżywają i jak cierpią, możesz się przekonać, czy dany pisarz jest dobry. Bo każde jego słowo stało się częścią tych postaci, które tym samym ożyły... Ale tylko dla tych, którzy naprawdę o nich przeczytali, stają się one rzeczywiście żywe."
"Wszyscy tylko czegoś chcą, niczego nie dając w zamian. Wszyscy kradną i świetnie na tym wychodzą. Aty, ilekroć starasz się być uczciwy, za każdym razem dostajesz za swoje."

Ocena:
7/10

Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Pamiętnik"

sobota, 31 października 2015

"Martwa Strefa"- Stephen King

No i znowu napisanie posta zajęło mi bardzo dużo czasu, za co bardzo serdecznie przepraszam, ale w końcu jest. Recenzja książki, która mnie całkowicie rozwaliła: "Martwa strefa" Stephena King'a.

John Smith jest młodym nauczycielem angielskiego. Może nazwać się człowiekiem szczęśliwym: jest lubiany przez uczniów, ma wspaniałą dziewczynę i rodziców, sądzi że niestanie mu się nic złego... do czasu. W przed dzień Halloween wybiera się razem z Sarą do wesołego miasteczka, gdzie wygrał znaczną sumę pieniędzy na kole fortuny, a Sara zjadła nieświeżego hot-doga. Johny odwiózł ją do domu, a później zadzwonił po taksówkę. Po tej podróży czas stanął dla niego w miejscu na prawie pięć lat: czołowe zderzenie z innym samochodem, śmierć tamtego kierowcy oraz taksówkarza, śpiączka Johnny'ego. 
Przez te lata świat całkowicie się zmienił: zarówno ten wielki, w którym już kilkakrotnie zmienił się prezydent Stanów Zjednoczonych, pojawiło się mnóstwo nowych wynalazków, nowa muzyka; jak i mały, prywatny świat Johnny'ego: Sara wyszła za mąż i urodziła syna, jego matka wpadła w obsesję religijną i zachorowała na nadciśnienie... Ponad to nauczyciel odkrywa u siebie pewne nietypowe zdolności: potrafi widzieć przyszłość i przeszłość. Ale czy aby na pewno rozpoczął to właśnie TEN wypadek?
Plotki szybko się rozchodzą, a od czasu wybudzenia się ze śpiączki życie Johnny'ego już nigdy ma nie być (nawet w niewielkim stopniu) podobne do dawnego. 

"Martwa strefa" to zapierający dech w piersiach thriller z elementami fantastyki. Akcja książki toczy się bardzo szybko, cały czas coś się dzieje.
Mamy tu trzy, na pozór średnio związane ze sobą historie, powiązane z konkretnymi osobami. Jedna z nich, najbardziej rozbudowana, dotyczy oczywiście John'a, a pozostałe dwie są wplatane w fabułę bardzo sporadycznie żeby po pewnym czasie skrzyżować się z główną i są one związane z Gregiem Stillsonem- nie do końca zrównoważonym mężczyzną chcącym zaistnieć w świecie polityki, oraz z mordercą, którego imienia nie poznajemy od razu, ale poznajemy jego dzieciństwo.
W powieści ciekawe jest to że zawiera ona dużo odniesień do Polski za czasów drugiej wojny światowej: "Skąd wiesz, że mam w nim zdjęcie matki? Ona nie żyje, zginęła w okupowanej Warszawie..."
Rzeczą charakterystyczną dla Stephena King'a jest bardzo dokładne opisywanie miejsc, zdarzeń i bohaterów, tworzenie świetnych portretów psychologicznych, i dlatego nawet niewiele znacząca dla fabuły postać staje się barwna i zapamiętywana przez czytelnika.
No a skoro już przy  bohaterach jesteśmy, to muszę napisać (jak to ja) o tych, które darzę sympatią i antypatią:
Do lubianych przeze mnie należą oczywiście Johnny, jego rodzice, Sara, Denny- synek Sary, doktor Sam Weizak, Roger i Chuck  Chatsworth i kilku innych, których wymienianie tu zajęło by za dużo czasu i nie wniosło by niczego szczególnego do tej recenzji.
Do postaci, których nie lubię należą Greg Stillson, Sonny Elliman i mąż Sary (wybaczcie, ale nie potrafię przypomnieć sobie, ani znaleźć w książce jego imienia), który tak naprawdę nie wiem czemu znalazł się w tej grupie. Chyba tylko dlatego, że zajął miejsce Johnny'ego.
Morderca nie pasuje mi do żadnej z grup, bo mimo tego, co robił jest mi go trochę żal.
Podsumowując: uwielbiam tę książkę! Zdecydowanie polecam zapoznanie się z nią każdemu, kto lubi trzymające w napięciu thrillery z odrobiną grozy i oczywiście każdemu wielbicielowi King'a, który jeszcze nie miał okazji zapoznania się z nią.

Ocena:
10/10

"Wszyscy robimy, co możemy, i to musi wystarczyć... a nawet jeśli nie wystarczy, i tak musi wystarczyć. Nigdy nic nie tracimy, Saro. Nic, czego nie można odzyskać."

Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Nieczytana książka ulubionego autora"

piątek, 9 października 2015

"Hobbit"- J.R.R. Tolkien

Wybaczcie, że tak długo nie pojawiały się recenzje, ale rozumiecie: rok szkolny, dużo nauki, dodatkowe zajęcia i czasem po prostu brakuje czasu na czytanie. Dzisiaj mam dla was recenzję "Hobbita" Tolkiena, za którego czytanie wzięłam się ze względy na konkurs kuratoryjny z języka polskiego.

Grupa krasnoludów wyrusza w długą i niebezpieczną podróż w celu odebrania smokowi należącego do nich złota. Ich nieoczekiwanym sprzymierzeńcem zostaje, wybrany przez czarodzieja Gandalfa, hobbit Bilbo Baggins.  Hobbit bardzo ceni sobie spokój, wygodę i dobre jedzenie, ale na czas przygody takie luksusy nie będą mu dane. 

Już od dłuższego czasu planowałam zapoznanie się z "Hobbitem" oraz innymi książkami Tolkiena, ale jakoś zawsze było coś innego co powodowało, że te powieści były odsuwane na dalszy plan. Teraz kiedy zdecydowałam się wziąć udział w konkursie, w którego kanonie lektur znajduje się właśnie ta króciutka i bardzo przyjemna książka nie było innej opcji jak tylko zacząć przygodę razem z krasnoludami, Bilbem i Gandalfem.
Powieść niesamowicie wciąga i nie sposób się od niej oderwać. Akcja rozwija się i toczy bardzo szybko.
Czytając tę historię przenosimy się do fantastycznego świata wykreowanego przez autora i razem z bohaterami wędrujemy po przeróżnych niebezpiecznych krainach spotykając po drodze zarówno naszych sojuszników, jak i wrogów takich jak gobliny czy wargi.
W książce został zastosowany bardzo ciekawy sposób narracji: narrator nie jest uczestnikiem zdarzeń lecz obserwatorem i jest osobą wszechwidzącą. Już na początku daje nam wskazówki odnoście tego co wydarzy się pod koniec, dokładnie wie co robią bohaterowie mimo że obecnie toczący się wątek nie jest z nimi bezpośrednio związany, a one same znajdują się w zupełnie innym miejscu.
Postacie mimo tego, że jest ich bardzo wiele są doskonale dopracowane. Moimi ulubionymi są Bilbo, Gandalf, krasnoludy Fili i Kili, Beorn oraz orły. (Ze względu na dwóch wymienionych wcześniej bohaterów zakończenie "Hobbita" złamało mi serce).
Jedyne moje zastrzeżenie do tej książki: można było bardziej rozbudować ostatnią scenę bitwy, poza ty jest cudownie.
Podsumowując: z całkowicie czystym sumieniem mogę polecić "Hobbita" każdemu, a już z całą pewnością wielbicielom fantastyki i powieści przygodowych. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Ocena:
9/10

czwartek, 17 września 2015

"Księżniczka"- Andrzej Pilipiuk

Kontynuacja "Kuzynek" <klik>, czyli "Księżniczka" autorstwa Andrzeja Pilipiuka.

Gdy to, co wydarzyło się w poprzedniej części zostaje definitywnie zamknięte nasi bohaterowie mają już nowe problemy. A wszystko to za sprawą dwóch łowców wampirów, których przyciągnęła do Krakowa chęć zamordowania Moniki oraz Bractwa Drugiej Drogi, czyli stowarzyszenia zajmującego się wytwarzaniem złota w sposób odmienny do stosowanego przez alchemików, ale za wszelką cenę chcą zdobyć tajemnicę tynktury. 
Czy Monika po 1000 przeżytych lat padnie ofiarą Leszla i Arminiusa?
Czy Mistrz Michał przekaże sekret Bractwu? Czy zginie pilnując tajemnicy?

Bardzo przyjemny powrót do serii "Kuzynki" i tym razem skupiamy się przede wszystkim na postaciach księżniczki Moniki Stiepankovic- nietypowej wampirzycy oraz Mistrza Michała- alchemika. 
Gdy wydarzenia na chwilę zwolnią i czytelnik ma możliwość oczyma wyobraźni zobaczyć obecny lub dawny Kraków już po chwili zostaje wrzucony w środek walki na śmierć i życie. "Opowieść tak napakowana akcją, że czytając, można dostać zadyszki".
Znów pojawia się magia, fantastyczna fabuła, fakty historyczne i archeologiczne, i intrygi.
Pojawili się oczywiście nowi bohaterowie, a "starze" postacie drugoplanowe bardziej ożyły (jak na przykład koleżanki z klasy Moniki, które pokazały że są w większości bardzo inteligentnymi osobami z osobowością). Poza tym pojawiła się bohaterka, która teoretycznie może być ważna, a czy rzeczywiście taka jest, czy została stworzona w celu ściągnięcia czytelnika na fałszywy trop, to się okaże (nie powiem o kogo chodzi, bo to byłby spoiler). 
Na podstawie tej powieści możemy jeszcze bardziej uświadomić sobie jak bardzo kruchy jest czas i że nawet to, co zrobiliśmy zaledwie ułamek sekundy temu jest już przeszłością, i że powinniśmy pozostawić po sobie coś dobrego dla przyszłych pokoleń: "W przyszłości ktoś może zechcieć poszukać sobie wzorców postępowania. I przypadkiem rzuci okiem na naszą epokę. Od nas, od naszego przykładu, w dużej mierze  zależy to, jacy będą nasi potomkowie. To my, tworząc teraźniejszość, tworzymy zarazem i historię, i przyszłość."
W "Księżniczce" znajduje się jeszcze więcej fragmentów negujących Polską oświatę niż w jej poprzedniej części. Paradoksy, takie jak ten, gdy alchemik chce zapisać się na kurs doszkalający żeby zostać nauczycielem, a w placówkach informują go że musi zostać skierowany przez szkołę, w której pracuje, a do rozpoczęcia pracy w szkole potrzebny jest ten kurs. 
Podsumowując: "Księżniczka", tak samo jak poprzednia książka z tej serii jest zdecydowanie godna polecenia.
(A ta recenzja, mimo że jest dość chaotyczna, to mam nadzieję że zrozumiała i że nie powstało z niej "masło maślane".)

Ocena:
9/10