Cieniutki, kieszonkowy kryminał, który znalazłam kiedyś
na jakimś pchlim targu i zapłaciłam za niego symboliczne 3 złote. Moje pierwsze
podejście do powieści Gardnera pod postacią (jak dowiedziałam się już po
przeczytaniu od osób, które czytały go trochę więcej) jego prawdopodobnie
najsłabszej książki, czyli „Sprawy nerwowej żałobniczki”.
„W fotelu siedział w groteskowej pozie martwy Arthur B.
Cushing. Czerwona strużka, która wyciekła z czarnego okrągłego otworu,
utworzyła złowrogą plamę na jego jedwabnej koszuli. Krople czerwieni poplamiły
podłogę. Na podłodze leżał okrągły, lśniący przedmiot odbijający światło.
Otwarta puderniczka z rozbitym lusterkiem, z której wysypał się puder tuż u
stóp martwego mężczyzny. Belle Adrian rozpoznała puderniczkę, nie patrząc nawet
na napis wygrawerowany na złotym wieczku. To był prezent urodzinowy dla
Carlotty od Arthura Cushinga.”
Mój opis:
Malownicza sceneria zimowego kurortu: góry, rozległe
jezioro… dźwięki wystrzału i tłuczonego szkła przeszywający ciszę. W takich
okolicznościach przyrody spędza urlop adwokat Perry Mason, ale jego odpoczynek
kończy się, gdy przed jego drzwiami staje Belle Adrian, która prosi go o pomoc.
Roztrzęsiona kobieta twierdzi, że jej córka zostanie oskarżona o zamordowanie
miejscowego casanovy- Arthura Cushinga. Matka zdążyła jednak sama narobić sporo
głupot przed powiadomieniem adwokata.
Kto i dlaczego w rzeczywistości zamordował bogatego
podrywacza?
„Sprawa nerwowej żałobniczki” to jedna z wielu powieści
Erla Stanley’a Gardnera połączonych ze sobą postacią adwokata Perry’ego Masona,
ale dla mnie, jak już wspominałam we wstępie, jest to pierwsza książka tego
autora i muszę przyznać, że trochę mnie zawiodła. Wiem, że jest to powieść z
1951 roku i od tego czasu styl pisania kryminałów zdążył się bardzo zmienić,
ale zdążyłam już przeczytać sporo „klasycznych” kryminałów oraz powieści
detektywistycznych, które podobały mi się o wiele bardziej.
Tym, co najbardziej zaskoczyło mnie w tej książce i
jednocześnie było głównym aspektem, który wpłynął na moją, dość negatywną,
opinię na jej temat jest fakt, że co najmniej połowa akcji toczy się na sali
sądowej. Ja osobiście zdecydowanie wolę bardziej dynamiczną formę prowadzenia
fabuły: w terenie, szukając poszlak i dowodów; a nie wymianę pytań i argumentów
między oskarżycielem (Darwin Hale) i obrońcą.
Na pewno „Sprawie nerwowej żałobniczki” nie można
zarzucić przewidywalności. Może i nie jest to książka pełna niesamowitych i
nieoczekiwanych zwrotów akcji, ale samo jej zakończenie było dla mnie bardzo
zaskakujące.
Powieść tę czyta się bardzo szybko, głównie za sprawą jej
bardzo zwięzłej formy. Liczy sobie ona zaledwie trochę ponad 150 stron i bez
większego problemu można ją przeczytać w ciągu kilku godzin. Nowe wątki w
rozpatrywanej sprawie kryminalnej pojawiają się bardzo szybko i w bardzo dużych
ilościach, co z jednej strony sprawia, że praktycznie nie da się oderwać od
lektury, ale też trzeba cały czas czytać bardzo uważnie żeby nie zgubić jakiejś
drobnej informacji, która może okazać się kluczowa dla rozwiązania zagadki.
Dość przydatnym elementem zawartym w tej książce był dla
mnie spis bohaterów oraz ich krótki opis umieszczony za jednej z pierwszych
stron. Postaci przewija się tu bardzo wiele: niektóre są istotne dla przebiegu
akcji, a inne są bohaterami epizodycznymi pojawiającymi się tylko przez chwilę
i niemającymi większego wpływu na rozwój sytuacji, i dzięki tej rozpisce można
szybko sprawdzić kim jest dana osoba oraz jakie są jej główne cechy.
Skoro już jestem przy bohaterach tej powieści, to
chciałabym jeszcze wspomnieć o kolejnej rzeczy, której brakowało mi na kartach
„Sprawy nerwowej żałobniczki”, czyli rysu psychologicznego bohaterów. Wydaje mi
się, że jest to dosyć ważna część powieści kryminalnych, dzięki której mamy
możliwość zajrzeć trochę bardziej w psychikę bohaterów i poznać motywy ich
działań, a tutaj kwestia ta została potraktowana trochę po macoszemu.
Podsumowując: powieść nie jest tragiczna, ale też daleko
jest jej do miana wybitnej. Czyta się ją bardzo szybko, ale jest mnóstwo
lepszych książek, więc czy warto marnować na nią nawet te kilka godzin?
Ocena:
5/10
Dajcie znać w komentarzach, czy czytaliście już tę lub inne
książki Gardnera? Jeśli czytaliście inne: co o nich sądzicie? Może rzeczywiście
trafiłam na słabszą książkę tego autora i nie warto się zrażać, tylko próbować
dalej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz