niedziela, 17 maja 2015

Gatunki muzyczne: Book Tag

Dzisiaj mam dla was tag, do którego zrobienia nominowała mnie Karolina z bloga http://w-krainie-slow.blogspot.com/ Dziękuję!
Tag polega na tym, że do gatunków muzycznych podane są pytania i przyznam się, do niektórych miałam spory problem z odpowiedzią. Bez dalszego przeciągania: zapraszam.

Heavy Metal 
Książka za ciężka, abyś mógł ją przeczytać
Przed przeczytaniem wyjaśnienia zamierzałam podać tutaj "Krzyżaków" Henryka Sienkiewicza, ale ponieważ brzmiało ono "Książka, której nie mogłeś przeczytać, mimo iż się tobie podobała", co do wymienionej wyżej pozycji nie pasuje, bo w ogóle mi się nie podobała, postanowiłam że będą to "Marzenia i koszmary" Stephena Kinga, ponieważ czytam ją już ponad 2 miesiące ze względy na jej grubość i to, że posiadam ją w wersji kieszonkowej, co zdecydowanie nie ułatwia zadania. Wychodzi na to że podaję książkę ciężką wagowo, a nie treściowo...

Death Metal
Książka, w której jest dużo śmierci 
Tutaj zastanawiam się między "Snami" Janusza Koryla <klik> a "Klątwą Magdaleny" F.G. Cottam'a, ale jednak ilościowo wygrywają "Sny".

Reggae
Książka, przy której czytaniu byłeś wesoły
"Gwiazda anioła" Jennifer Murgii ze względu na scenę z huśtawką...

Pop
Książka tak popularna że musiałeś ją przeczytać 
"Zostań, jeśli kochasz" autorstwa Gayle Forman <klik>. Chyba niema co tu dużo mówić...

Rap
Książka z najlepszymi dialogami
Cała seria "Dary Anioła" Cassandry Clare. Nie wiem jak jest z "Diabelskimi maszynami" bo niestety nie miałam okazji ich jeszcze przeczytać.

Emo
Książka tak smutna, że cię zdołowała
Tutaj chyba najbardziej odpowiednią pozycją będzie "Nikt nie chciał słuchać" autorstwa Isobel i Alexa Kerr <klik>. Jest to książka z serii "Historie Prawdziwe", w której rodzeństwo opowiada o swoim trudnym dzieciństwie.

Elektroniczna
Książka z najlepszą parą
Dużo jest naprawdę cudownych par, trudno wybrać...
Sofia i Tancredi z "Mężczyzna, którego nie chciała pokochać" Federica Mocci <klik>
Kylie i Lucas z serii "Wodospady Cienia" (tak, jestem za Lucasem) C.C. Hunter <klik>
Emily i JD z "Furii" Elizabeth Miles <klik>
Adelaide i Griffin z "Płonącej lampy" Amandy Quick <klik>
Percy i Alexi z "Dziwnej i pięknej opowieści o Percy Parker" Leanny Renee Hieber
Magnus i Alec z "Darów Anioła" Cassandry Clare ...
Stanowczo za dużo tych najlepszych par i gdybym chciała tu wymienić wszystkie to zajęłoby mi to strasznie dużo czasu

Blues 
Książka, którą uwielbiasz mimo smutnego zakończenia
Najbardziej dołujące zakończenie, od którego lepsza byłaby nawet śmierć bohatera, czyli "Furie" Elizabeth Miles <klik>. Moich odczuć podczas czytania tego nie da się opisać, za to można przeczytać książkę.

Klasyka
Książka z gatunku klasyki, którą uwielbiasz
"Wichrowe wzgórza" Emily Jane Brontë

Folklor
Książka, z której poznałeś inną kulturę
Jedynym, co przychodzi mi do głowy są "Dziady" Adama Mickiewicza

Country 
Książka, której akcja toczy się we wsi lub małym miasteczku
Bretania- niewielkie miasteczko na wybrzeżu we Francji i "Mgła zapomnienia" Bianki Minte-Konig <klik>

Rock
Książka z najlepszym "hardcorowym" bohaterem
Bez zastanowienia będzie to Aki z "Wilka" <klik> i "Wilczycy" <klik>. Tych, który niewiedzą dlaczego, odsyłam do recenzji "Wilczycy", w której umieściłam pewien cudny cytat o materiałach wybuchowych.

Dance
Książka z wątkiem tanecznym
Nie przypominam sobie książki z wątkiem tanecznym...
Wydaje mi się że w "Dziwnej i pięknej historii o Percy Parker" była scena jak Alexi uczył Percy tańczyć, albo odwrotnie (muszę sobie odświeżyć tę książkę, bo nawet nie pamiętam kto nie umiał tańczyć...), oraz w "Trylogii Czasu" pojawiały się wątki taneczne.

Disco polo
Książka, która ci się spodobała mimo że myślałaś że będzie inaczej 
"Płonąca lampa" Amandy Quick <klik>, którą kupiłam za kilka złotych w Biedronce i odłożyłam na półkę bo bałam się, że mi się nie spodoba. Oczywiście okazało się inaczej i książka absolutnie mnie wciągnęła, plus zakochałam się w Griffinie.

Poezja śpiewana
Książka, w której występuje poezja
W "Drżeniu" Maggie Stiefvater Sam układa dość poetyckie teksty piosenek. Liczy się?

Rock alternatywny
Książka, która miesza wiele stylów literackich
Po raz kolejny będzie to "Płonąca lampa" Amandy Quick <klik>, czyli mieszanka romansu historycznego, fantastyki i kryminału.

Tak oto dodarłam do końca tego dość trudnego dla mnie tagu. Ze swojej strony nominuję:
still-changeable.blogspot.com/
esaczyta.blogspot.com/
niekulturalna-o-kulturze.blogspot.com/
isabelczyta.blogspot.com
Mam nadzieję że podejmiecie się wyzwania i podacie mi linki do odpowiedzi. Jeśli ktoś nie został otagowany, a chce spróbować swoich sił to oczywiście zachęcam.

niedziela, 10 maja 2015

365 dni (1 rok)

Dzisiaj jest 10 maja 2015 roku, a to może znaczyć tylko jedno...
Ja jestem z wami a wy za mną już dokładnie 1 rok, co daje mam: 12 miesięcy/ponad 50 tygodni/ 365 dni/8760 godziny/ 525600 minut/ 31536000 sekund !!!

 Przez ten czas opublikowałam na blogu 50 postów w tym:
-40 recenzji 
-3 Tagi
-7 innych postów 

Wy zostawiliście:
-165 komentarze
-75 obserwacji
-3510 wyświetleń

Dziękuję że ze mną jesteście i mam nadzieję że zostaniecie jeszcze długo, i będę mogła pisać dla was recenzje. Bo przecież gdyby mnie wy, to wszystko co robiłam przez rok, byłoby bez sensu. 
Uwielbiam was!!  

"Sny"- Janusz Koryl

Dzisiaj recenzja bardzo przyjemnej i krótkiej książki Janusza Koryla pt. "Sny", czyli thrillera z dozą fantastyki.

Ksiądz Eugeniusz Zawadzki jest proboszczem w Dynowie- małym miasteczku na Podkarpaciu. Jest on obdarzony pewną szczególną zdolnością, mianowicie w snach przewiduje tragiczną przyszłość poszczególnych parafian, która spełnia się w najdrobniejszych szczegółach. Po zabójstwie młodej kobiety do akcji wkracza policja, a ksiądz postanawia podzielić się z nimi informacjami, które pojawiły się w jego śnie. Początkowo nieufna policja postanawia jednak sprawdzić trop, który okazuje się prawdziwy, a gdy chcą podziękować proboszczowi za pomoc dowiadują się, że przedawkował leki na senne i leży w szpitalu w śpiączce. Odnajdują zeszyt, w którym ksiądz zapisywał swoje sny i odkrywają, że kilka z nich jeszcze się nie spełniło. Teraz będą próbowali przechytrzyć los, ale jest jeden problem... w dzienniku niema ani jednego nazwiska co utrudnia dotarcie do przyszłych ofiar. 

Niebanalny pomysł; szybko rozwijająca się akcja; brak długich, męczących opisów- to wszystko niewątpliwie przemawia na korzyść tej książki pana Koryla, która jest zarazem pierwszym i drugim moim spotkaniem z jego twórczością (jest to jedyna książka, którą przeczytałam, ale już po raz drugi).
Powieść została w całości napisana językiem potocznym z dużą ilością dialogów, które można usłyszeć w zwykłym, polskim sklepie, barze czy na ulicy. Ot, prowincjonalna rzeczywistość: plotki, o tym co się dzieje u sąsiada; obgadywanie itp.
Ponadto książka pokazuje nam jak bardzo działanie prasy może zepsuć pracę policji i wywołać panikę wśród ludzi oraz jak bardzo przewrotny jest nasz los.
Lektura jest rozpoczęta i zakończona mocnym, zapadającym w pamięć akcentem.
Podsumowując: polecam przede wszystkim wielbicielom literatury grozy, ale nie tylko.

Ocena:
8/10

Książka bierze udział w wyzwaniu "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka, którą ukończyłeś w jeden dzień"

piątek, 8 maja 2015

"Furie"- Elizabeth Miles

"Czasem przepraszam to za mało."

Zawsze pomyśl kilka razy zanim zrobisz cokolwiek, co mogłoby zranić drugą osobę, a gdy znajdziesz wśród swoich rzeczy tajemniczy, czerwony storczyk, to wiedz, że twoje życie nigdy już nie będzie takie samo. Recenzja "Furii" autorstwa Elizabeth Miles.

Furie są (w mitologii) rzymskimi odpowiednikami greckich erynii. Są uosobieniem zemsty, kary i gniewu za każdy zły uczynek. Zawsze były przedstawiane jako trzy kobiety: Alekto (niestrudzona), Tyzyfone (mścicielka, wymierzająca karę), Megajra (wroga, zawistna).

W Ascension zaczynają się właśnie ferie zimowe i wszystko jest pokryte warstwą śniegu. Emily właśnie po raz pierwszy się zakochała, ale nie jest szczęśliwa, bo obiektem jej westchnień jest Zach- chłopak jej najlepszej przyjaciółki. 
Jej kolega z klasy, Chase, też nie przeżywa swojego najlepszego okresu. Ma problemy w domu oraz straszny sekret, o którym wie jedynie on i Zach. 
Nagle w mieście pojawiają się trzy piękne, tajemnicze dziewczyny: Ali, Ty i Meg. Chase jest nimi zafascynowany, a najbardziej jedną- rudowłosą Ty. Emily jest przez nie śledzona i nawiedzana w snach... A może to tylko skutek stresu i nieznajome wcale nie istnieją? I co oznaczają krwistoczerwone storczyki?

"Nie masz czasami wrażenia, że to wszystko jest podstępem? [...] Że leży przed tobą, na wyciągnięcie ręki, czekając tylko, by zniknąć?"

Nawet gdyby wszystko inne było na minus (ale na szczęście tak nie jest) to elementy mitologiczne zawsze będą na plus. Nie ważne czy jest to mitologia grecka, rzymska, słowiańska, nordycka...
Powieść ta, jak każda młodzieżówka, napisana jest łatwym w odbiorze językiem, ale pierwszych kilkadziesiąt stron czytało mi się dość ciężko ze względu na dość wolno (początkowo) rozwijającą się akcję. Wszystkie najważniejsze wydarzenia są upchnięte na ostatnich 60 stronach. 
Jeśli chodzi o postacie, czyli to, o czym najbardziej lubię pisać, to główni bohaterowie: Emily i Chase w porównaniu do bohaterów pobocznych są raczej nijacy: są sobie, popełnili w życiu błędy i teraz one do nich wracają, ale o ile Chase okazuje się pod koniec postacią tragiczną, tak Em jest właśnie nijaka prawie od początku do końca. 
Moimi ulubionymi postaciami drugoplanowymi są bez chwili zastanowienia JD- przyjaciel i sąsiad Emily, i Drea- pewna mroczna uczennica liceum, w którym uczą się wszyscy bohaterowie (poza tytułowymi). Są to moim zdaniem dwie najbardziej wyraziste osoby, bez których ta książka musiałaby być strasznie nudna, no bo co by to było bez komentarzy typu: "No tak. Moja jedenastoletnia siostra ma chłopaka. Prowadzi bujniejsze życie damsko-męskie ode mnie, nawet jeśli chodzi tylko o trzymanie się za ręce."- JD
Podsumowując: z całą pewnością mogę polecić tę lekturę wszystkim wielbicielom mitologii oraz osobą, które poszukują w literaturze motywu prawdziwej przyjaźni (te tutaj są naprawdę cudowne). Powieść uczy również, "że ludzie dostają to, na co sobie zasłużyli".

Ocena:
7/10

Książka bierze udział w wyzwaniu "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka osadzona w czasie Świąt Bożego Narodzenia".

sobota, 2 maja 2015

"Przysięga rycerza"- Catherine March

Drugi pod rząd romans historyczny (pierwszy "Płonąca lampa") i spodobał mi się znacznie mniej... Tym razem zupełnie inne czasy i realia czyli "Przysięga rycerza" Catherine March.

Średniowieczna Anglia, XIII wiek
Piękna Beatrice, córka barona Thurstana, zamiast dostatku w zamku wybiera życie w klasztorze pod wezwaniem świętej Judyty. Wyobraża sobie że będzie miała mnóstwo czasu na studiowanie Biblii, rozmyślanie i modlitwę lecz rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. Nieprzyzwyczajona do ciężkiej fizycznej pracy dziewczyna szybko podpada złośliwej przełożonej i zostaje wyrzucona. Od zhańbienia lub śmierci w czasie drogi powrotnej do domu ratuje ją jeden z rycerzy jej ojca- Remy St Leger, który chce pojęć ją za żonę. Serce Beatrice należy jednak do zmarłego przed wieloma laty narzeczonego...

Książkę dostałam "w prezencie" od siostry, czyli innymi słowy kupiła ją sobie bo zapomniała że nielubi czytać i oddała ją mnie. Ja naturalnie przeczytałam opis, który wydał mi się masakrycznie nudny i powieść wylądowała na półce na jakieś dwa lata... Nie wiem dlaczego teraz po nią sięgnęłam, ale nie żałuję mojego wyboru.
Zacznę tego co mi się nie podobało czyli od epoki,w której osadzona jest akcja i mogę tu powiedzieć że nienawidzę, nienawidzę i jeszcze raz nienawidzę średniowiecza i to jest jednym z niewielu lecz niezwykle istotnym minusem tej powieści. To jak w tych czasach podchodziło się do niektórych  rzeczy jest tak głupie że aż śmieszne i idealnym na to przykładem są chociażby nauki przedślubne i rozmowa między księdzem Thomasem a Remy'm. Brak mi słów.
Kolejnym minusem jest język, którym napisana jest książka i nie chodzi mi tu bynajmniej o archaizmy, lecz o to że jest ona napisana mieszanką języka współczesnego i ówczesnego, i zarówno wersja całkowicie uwspółcześniona jak i w ogóle byłaby lepsza od tego. 
To już chyba wszystko z rzeczy na "nie", a teraz przejdę do czegoś dużo przyjemniejszego czyli chociażby bohaterów.  Niestety wydaje mi się że jest ich trochę za dużo, a i tak wszystkie wydarzenia skupiają się w okół Beatrice, jej rodziny i Remy'ego, i z tej grupy jedyną osobą, która nieprzypadła mi do gustu jest Henry- brat Beatrice, a sama dziewczyna w niektórych momentach wydaje się dość nijaka (miało być przyjemnie). 
Osoby, czytają moje recenzje już od jakiegoś czasu wiedzą że jestem szalenie kochliwa, no i tu nie było inaczej. Remy jest osobą bardzo pewną siebie (czasem może nawet za bardzo), zuchwałą i bezczelną i chyba właśnie dlatego tak bardzo mi się podoba, no może jeszcze komentarze typu "Kocięta nie powinny zabawiać się z lwami"
Podsumowując: Znacznie więcej minusów niż plusów, ale mnie ten jeden plusik wystarczy. Książka zdecydowanie do wybitnych nie należy.

Ocena:
5/10

Książka bierze udział w wyzwaniu "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka ze złymi recenzjami"

środa, 29 kwietnia 2015

"Płonąca lampa"- Amanda Quick

Pozytywne zaskoczenie i nowa wielka książkowa miłość. Powieść Amandy Quick pt. "Płonąca lampa", czyli pierwszy przeczytany przeze mnie romans historyczny, ale czy na pewno...

Adelaide Pyne jest młodą, ale doświadczoną przez życie "społecznicą" i specjalizuje się w odbijaniu dziewcząt z domów publicznych po czym daje im możliwość kształcenia się w jej Akademii. Pewnego dnia spotyka, za sprawą swojego przyjaciela, pewnego tajemniczego, niezwykle przystojnego i dręczonego koszmarami władcę przestępczego (podziemnego) imperium- Griffina Wintersa, znanego jako Dyrektor Konsorcjum. Griffin jest przekonany, że ciąży na nim rodzinna klątwa i tylko umiejąca odczytywać światło snów Adelaide może mu pomóc.

Na początku podchodziłam do tej lektury dość sceptycznie przede wszystkim dlatego, że nigdy wcześniej o niej nie słyszałam i było to moje pierwsze spotkanie z tego typu literaturą. Powieść wpadła w moje łapki przypadkiem, podczas jednej z wyprzedaży książek w Biedronce (prawdopodobnie jesiennej) i po prostu bardzo spodobała mi się okładka. Później "Płonąca lampa" przez dłuższy czas stała na półce i trochę bałam się do niej zajrzeć, całkowicie niesłusznie.
Wspomniałam na początku o "tym typie literatury" ale co to ma tak naprawdę znaczyć? Według informacji na okładce jest to właśnie romans historyczny i rzeczywiście jest znacznie rozbudowana relacja między Adelaide i Griffinem oraz akcja toczy się w Londynie w XIX wieku pod koniec panowania oraz po śmierci królowej Wiktorii (epoka wiktoriańska moją ulubioną epoką historyczną), ale znajduje się tu również wątek kryminalny jak i bardzo dużo fantastyki.
Jeśli chodzi o postacie w tej książce to jest ich naprawdę bardzo wiele. Niektórzy są "barwnymi ptakami" bez których akcja nie mogłaby być taka sama, a inni zostali stworzeni przez autorkę bez wnoszenia niczego nowego do fabuły. Ciężko jest mi powiedzieć, których bohaterów darzę sympatią, a których nie, ponieważ są tu czarne charaktery jak np. Luttrell czy Smith, za którymi z jednej strony nie przepadam (jak to już zazwyczaj jest z czarnymi charakterami) , z drugiej są mi w jakiś sposób obojętni, bo całą moją uwagę przykuwa Griffin, o którym mogę powiedzieć tylko to, że go kocham i chyba więcej nie trzeba.
"-Oddałbyś mu lampę, gdyby od tego zależało moje życie?
-Bez namysłu.
-Och, Griffin. Naprawdę mnie wzruszyłeś. Wiem przecież, jak ważna jest dla ciebie ta lampa.
-A potem poderżnąłbym draniowi gardło."
(No i jak tu go nie kochać?)
Są jeszcze najbliżsi przyjaciele i podwładni Griffian: Delbert, Leggett i Jed, oraz gosposia Adelaide- pani Trevelyan, który są z całą pewnością postaciami pozytywnymi i wnoszącymi pewne wartości do powieści jak chociażby lojalność.
Podsumowując: lektura nie tylko dla fanów romansu, ale przede wszystkim dla tych, którzy cenią sobie nietuzinkową fantastykę. Zdecydowanie polecam.

Ocena:
8/10

Książka bierze udział w "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka, którą oceniłeś po okładce"

niedziela, 19 kwietnia 2015

"Mgła zapomnienia"- Bianka Minte-König

W jeden z takich dni kiedy książki stają się dla mnie ratunkiem i ucieczką przed wszystkim co mnie otacza, mam dla was recenzję powieści Bianki Minte-König pt. "Mgła zapomnienia".

Piętnastoletnia Viktoria dziedziczy po dziadku dom na wybrzeżu Bretanii i wybiera się tam razem z mamą na wakacje. Podczas spaceru, pierwszego dnia, znajduje na plaży medalion, który emanuje jakąś tajemniczą mocą odczuwaną tylko przez nią. Od tego czasu dziewczynę zaczynają dręczyć nocne koszmary i wizje oraz spotyka pewnego tajemniczego mężczyznę bardzo podobnego do jej taty z czasów młodości. Gdyby tego wszystkiego było mało to w jaskini nad morzem znajduje wyrytą datę narodzin swojego ojca. Viki próbuje rozwiązać zagadkę medalionu oraz napisu, a pomaga jej w tym Christof, jej dziecięca miłość. 

Całkiem ciekawa książka z wciągającą fabułą i niezwykłym klimatem tajemnicy, ale do perfekcji brakowało jej kilku rzeczy. Jest ona skierowana głównie do młodego czytelnika, ale bardziej wymagający i doświadczony też powinien znaleźć tu coś dla siebie.
Tym, co zawładnęło moim sercem podczas czytania tej książki (poza oczywiście jej tajemniczością) są cudowne opisy przyrody i morza, ale znowu jest ich dość mało,
Jeśli chodzi o bohaterów to tak naprawdę wszystko skupia się na Viktorii i (ewentualnie) Christofie. Brakuje mi tu bardziej rozbudowanych portretów postaci pobocznych: pojawiają się tam rodzice i brat Viki, dziadkowie Christofa, bardzo sympatyczni właściciele naleśnikarni i różni inni mieszkańcy miasta, ale prawie niczego się o nich nie dowiadujemy, jedynie tyle co jest absolutnie niezbędne do rozwiązania tajemnicy.
Minusem tej lektury jest, jak dla mnie, mnóstwo odwołań do "Rybaka islandzkiego" Pierre Loti (nie wiem jak się odmienia nazwisko więc podaję w mianowniku). Samego "Rybaka..." chciałam przeczytać już od jakiegoś czasu, ale ciągle go przekładałam i nie zdążyłam się z nim zapoznać przed "Mgłą..." a to był błąd. Teraz niestety znam już większość fabuły i już tak bardzo mnie do niego nie ciągnie.
Podsumowując: książka godna polecenia, na której przeczytanie wystarczy jeden wieczór, ale jeśli macie w planach "Rybaka islandzkiego" to zacznijcie od niego i nie popełniajcie moich błędów. ;)

Ocena:
6/10

Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka autora, którego nie czytałaś nigdy wcześniej".

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

"Zaklinaczka butów"- Helena Rubczak

"Kiedy mężczyzna kocha kobietę, jest gotowy na wiele.
Kiedy kobieta kocha... buty, jest gotowa na wszystko."

W ten piękny, świąteczny czas zachęcam do zapoznania się z recenzją absolutnie nieświątecznej książki Heleny Rubczak pt. "Zaklinaczka butów". 
Bohaterami książki są Milena, Julia, Gina, Laura, Helena, Beata i Borys- osoby bez reszty pochłonięte pasją kupowania i kolekcjonowania butów, bucików, buciczków, buciorów... Za parę nowego obuwia gotowi są zapłacić każdą cenę, a w przypadku gdy w sklepie niema ich rozmiaru katować się noszeniem zbyt małego lub zbyt dużego wypełnianego gębką, bo w końcu czego się nie robi żeby wzbudzić podziw i zazdrość ludzi. 
Pewnego dnia każde z nich spotyka zaklinaczkę butów. kobietę, potrafiącą wyczarować buty ich marzeń i wyleczyć ich przy tym z uzależnienia. 

"[...] z dnia na dzień stałam się zaklinaczką ludzkich dusz ukrytych w ich własnych butach."

Najbardziej infantylna i nudna książka na jaką ostatnio (jeśli nie "w ogóle")się natknęłam. Sam sposób pisania autorki do mnie nie przemawia co jeszcze w połączeniu z drętwą fabułą daje coś, czego po prostu nie da się czytać.
Portrety wszystkich postaci, mimo że różne, ograniczają się do tego, że żyją oni dla butów i dzięki butom; zrobiliby dla nich wszystko; one zniszczyły im życie; potem, przy pomocy zaklinaczki, pomogły im na nowo się podnieść...
Chciałam pochwalić autorkę za próbę stworzenia psychologicznego znaczenia tej książki, ale nie zrobię tego ponieważ wyszła "płytka powieść z przesłaniem" co raczej nie najlepiej do siebie pasuje i gdyby była ona po prostu "płytką powieścią" można by to traktować jako całkiem śmieszny żart.
Jedyne co mogę powiedzieć na plus to to, że wydanie ma ładną czcionkę.

Cóż, to by było na tyle jeśli chodzi o tę recenzję. Jeśli chcesz zapoznać się z tą książką i wykreować sobie własne zdanie na jej temat- proszę, aczkolwiek ja nie polecam. 

Ocena:
3/10

Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka, której akcja toczy się w twoim rodzinnym mieście"

piątek, 3 kwietnia 2015

"Zostań, jeśli kochasz"- Gayle Forman

"Uświadomiłam sobie nagle, że umieranie jest proste. To życie jest trudne."

Książka Gayle Forman pt. "Zostań jeśli kochasz". No i co tu dużo mówić...

17-letnia Mia może spokojnie nazwać się osobą szczęśliwą. Ma kochającą rodzinę, wierną przyjaciółkę, wspaniałego chłopaka i pasję, która czyni jej życie jeszcze piękniejszym- grę na wiolonczeli. Wszystko zmienia się jednego dnia, kiedy to szkoły zostają zamknięte z powodu śniegu, a rodzina Mee postanawia twórczo wykorzystać ten czas i wybrać się w odwiedziny do przyjaciół: Henry'ego, Willow i ich małej córeczki. W drodze dochodzi do wypadku, w skutek którego bohaterka trafia w ciężkim stanie do szpitala...
Dostała możliwość wyboru: odejść, zostawiając najbliższych; czy zostać i cierpieć po stracie rodziców i młodszego brata. Oba warianty wydają jej się zarówno dobre i złe, a decyzja zbyt trudna. Co wybierze?

"Jeśli każesz mi odejść, odejdę. [...] Mogę cię stracić w taki sposób, jeśli nie stracę cię dzisiaj. Pozwolę ci odejść. Jeśli zostaniesz."

"Zostań, jeśli kochasz" jest powieścią poruszającą do głębi, niezwykle emocjonalną i zmuszającą do refleksji. Czytając ją łzy płynęły mi po policzkach.
Znajduje się w niej mnóstwo retrospekcji, ponieważ bohaterka, leżąc w szpitalu, wspomina całe swoje dotychczasowe życie i zaczyna dostrzegać w nim różne aspekty, na które wcześniej nie zwracała uwagi.
Każdy z bohaterów wnosi coś z siebie do fabuły (no może prawie każdy. Uważam że ogromną ilość cioć i wujków Mii można by zredukować do kilku osób, ale nie jest to istotne), ale najważniejszymi są według mnie Mia, jej rodzice, brat (osoba wnosząca tyle uśmiechu przez łzy: "Wyglądasz przerażająco, ale ładnie. [...] Powiedziałbym też, że sexy, ale jestem twoim bratem, więc to by było obleśne."), dziadkowie, Kim, Adam (przyjaciółka, chłopak), Willow i Henry, no i może jedna z pielęgniarek- Ramirez.
Książka dobra, a nawet bardzo dobra, ale czegoś mi w niej brakowało. A może chodzi tu o reakcje innych na tę lekturę? Większość z was na pewno zauważyło że wiele osób zarzekających się że nie lubi czytać sięga po tę pozycję i jest takie: "Wow, kocham książki!". Oczywiście rozumiem że każdy pretekst aby zacząć czytać jest dobry, ale gdy powtarza się to w kilkudziesięciu (jeśli nie więcej) przypadkach to zaczyna się robić trochę irytujące. Sama sięgnęłam po tę powieść żeby dowiedzieć się co inni w niej widzą...
Na minus oceniam to że na filmowym wydaniu (które posiadam) zmieniono tytuł z "Jeśli zostanę" na właśnie "Zostań, jeśli kochasz" co jest raczej słabym odwołaniem do oryginalnego tytułu: "If I stay".

Ocena:
7/10

Książka bierze udział w wyzwaniu "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka, której akcja toczy się w innym kraju".

piątek, 27 marca 2015

"Mężczyzna, którego nie chciała pokochać"- Federico Moccia

"Dlaczego wszystko tak łatwo się zaczyna i kończy? Ludzie nie chcą niczego stworzyć, nie chcą iść naprzód, nie potrafią zrezygnować z pewnych rzeczy, nie potrafią być silni. Dlaczego nie chcą czystej, pięknej miłości, uczciwej miłości... Dlaczego..."

Recenzja książki, która rozbiła moje serduszko na miliony malusieńkich kawałeczków, czyli "Mężczyzna, którego nie chciała pokochać" Federica Mocci.

Sofia jest młodą, piękną i zdolną pianistką. Wielkie sale koncertowe ubiegają o jej występy, ale ona odrzuca wszelkie propozycje. Dlaczego? Gdy jej narzeczony Andrea, dobrze zapowiadający się architekt, ulega wypadkowi i walczy o życie ona składa śluby Bogu, że jeśli jej ukochany przeżyje porzuci grę na fortepianie. 
Tancredi to przystojny, seksowny i nieprzyzwoicie bogaty biznesmen ze smutną przeszłością, która napiętnowała całe jego życie. Nie potrafi kochać, a może się tego boi. Każdą swoją kobietę traktuje jak zabawkę, która szybko mu się nudzi i szuka następnej. 
Dwie tak różne osoby spotykają się nagle deszczowego dnia w kościele. Ona przysłuchuje się próbie chóru, on próbuje schronić się przed deszczem. On zaprasza ją na kawę, ona odmawia, ale jeszcze się spotkają... 

"Za twój śmiech, który dodaje ci jeszcze więcej urody. I za mnie, ponieważ po raz pierwszy powiedziałem prawdę, ale mi nie uwierzono."

Jest to już kolejne moje spotkanie z literaturą pana Mocci i jak zawsze jestem całkowicie oczarowana.
Powieść jest napisana typowym dla tego autora lekkim i dostępnym językiem, jednak zawarta w niej historia to już zupełnie inna bajka. Mam na myśli to, że Federico Moccia znany jest z książek dla młodzieży, a tą można spokojnie polecić także osobom dorosłym przede wszystkim ze względu na myśl przewodnią tego utworu: poszukiwanie szczęści. Główna bohaterka książki w pewnym momencie wypowiada w myślach słowa "Chciałabym być szczęśliwa". Ludzie zawsze szukali szczęścia i będą go szukać.

"Życie jest jak huśtawka, która kołysze się między słonecznym boiskiem a burzą."

Zawsze podchodzę do książek bardzo emocjonalnie (pisałam już o tym w którejś z wcześniejszych recenzji) i podobnie jest w tym przypadku. W wielu momentach z wypiekami na twarzy czekałam na rozwój wypadków i serducho waliło mi z podekscytowania, w innych oczy szkliły mi się od łez a kilka stron dalej wybuchałam śmiechem.
Rozpatrywałam różne warianty zakończenia, ale nawet to, co pomyślałam 3 strony przed końcem książki okazało się nie być prawdziwe. Zakończenie naprawdę zaskakuje. Jest happy end, ale na pewno nie taki, jakiego czytelnik mógłby się spodziewać.
Tradycyjnie napiszę jeszcze trochę o postaciach: zarówno tych, które bardzo polubiłam i z którymi bardzo się zżyłam, jak i tych, które wyjątkowo mnie irytowały lub po prostu je znienawidziłam. Zacznę od tej przyjemniejszej części. Tancredi (cudowny, fantastyczny, chcę takiego), Sofia, Ola- była nauczycielka gry na fortepianie Sofii, Stefano- najlepszy przyjaciel Andrei, Andrea (chociaż pod koniec książki moja sympatia do niego znacznie spadła i nawet zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem nie umieścić go na liście bohaterów znienawidzonych) i Savini- prawa ręka Tancredi'ego to postacie, które z różnych powodów są dla mnie ważne i bez nich książka straciłaby swój niezwykły urok. Druga część mojej listy jest dużo krótsza, a znajdują się na niej: Lavinia- przyjaciółka Sofii oraz Vittorio- ojciec Tancredi'ego.
Cieszę się że na końcu książki znalazły się "Utwory muzyki klasycznej cytowane w powieści".

Cytaty. które chciałabym zawrzeć w tej recenzji, ale nie wiedziałam jak ładnie je wpleść:
- "Doszedł do dziwnego wniosku na temat relacji miedzy dwojgiem ludzi: małżeńskie szczęście zależy od tego, jak szybcy jesteśmy w podejmowaniu decyzji, co należy, a czego nienależy powiedzieć."
- "Pewnych spraw nie można zmienić, trzeba je zaakceptować takimi, jakimi są. Są też takie, które zmienić się da."
- "A ja?! Jaki film zobaczyłem, co takiego zrobiłem, jakie miałem możliwości wyboru? Nikt mnie nie spytał: czy chcesz tak żyć? Czy nie lepiej było zostawić mnie na tamtej ulicy? Czy tamten samochód nie mógł mnie przejechać na dobre?Albo czy nie mógłbym stracić świadomości, nie wiedzieć nic i niczego nie pragnąć?"

Ocena:
10/10

Książka bierze udział w wyzwaniu "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka z końca twojej listy "do przeczytania"".

sobota, 7 marca 2015

"Moja ukochana zmora"- Anna Sokalska

Dzisiaj recenzja króciutkiej i bardzo przyjemnej książki Anny Sokalskiej pt. "Moja ukochana zmora".

"Mityczny prokurator, piękny, młody, bogaty, inteligentny, mający władzę i garnitur za cztery tysiące złotych" Rafał Strzelecki, pewnego dnia spotyka Natalię, dziewczynę mieszkającą w parku. Po krótkiej i nieco dziwnej rozmowie dziewczyna znika, a Rafał nie może przestać o niej myśleć.

Do przeczytania tej książki zachęciło mnie tak naprawdę ostatnie zdanie z opisu z tyłu okładki czyli "Sprawy komplikują się jeszcze bardziej wraz z pojawieniem się Baby Jagi...". W mojej głowie pojawiła się wtedy myśl w stylu "Jest! Będzie coś z mitologią słowiańską", a podczas czytania, gdy trafiałam na postaci takie jak rusałka, topielica, zmora moja miłość do tej powieści stawała się coraz większa. Podoba mi się to, że postaci, które według dawnych Słowian są wrogie dla ludzi, tu zostały przedstawione jako dobre i częściowo pokrzywdzone przez mitologię (z wyjątkiem w formie Agaty).
W książce nie ma długiego i nużącego wstępu, bo i niema na niego miejsca. Napisana jest w sposób łatwy w odbiorze i ciekawy. Autorka płynnie przechodzi z opisywania jednego wydarzenia na następne dzięki czemu czyta się tą lekturę szybko i przyjemnie bez zadawania sobie w głowie pytań typu: co? jak? gdzie? kiedy? dlaczego? przy każdej zmianie miejsca akcji, co często zdarza się (przynajmniej według mnie) przy tak cieniutkich powieściach.
Zakończenie mnie zaskoczyło i musiałam przejrzeć książkę jeszcze raz żeby sprawdzić czy przypadkiem nie skleiła mi się jakaś strona, ale niestety lub nie nic takiego się nie wydarzyło. Kto wie, może gdyby skończyła się tak, jak sobie wyobrażałam nie podobałaby mi się tak bardzo?
Apel do osób, które nie czytają "Słowa na koniec", "Od autora" itp.:
W tym wypadku naprawdę warto się z tym zapoznać ponieważ są to bardzo mądre i wartościowe cztery strony.
Jeszcze tylko dosłownie kilka słów o samym wydaniu: Przepiękna okładka; grube, łatwe do przewracania kartki; duża, czytelna czcionka.

Podsumowaniem może być tylko jedno słowo: POLECAM!
Chociażby ze względu na moją kochaną mitologię słowiańską.

Ocena:
9/10

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania tej książki dziękuję autorce, Pani Annie Sokalskiej 

Książka bierze udział w wyzwaniu "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka napisana przez kogoś przed 30".

czwartek, 5 marca 2015

"Nikt nie chciał słuchać"- Isobel Kerr, Alex Kerr

Czasami w sytuacji takiej jak twoja ludzie mają do wyboru: zwyciężaj albo giń. Ty, rzecz jasna, postanowiłaś zwyciężać. 

Dzisiaj historia prawdziwa napisana przez rodzeństwo Isobel i Alexa Kerr "Nikt nie chciał słuchać"

Życie Isobel i Alexa od najmłodszych lat nie było usłane różami. Dorastali w strachu przed własnym ojcem, który pałał do nich ogromną nienawiścią i za wszelką cenę próbował uprzykrzyć im życie. Prawdziwy koszmar zaczął się dla nich jednak w momencie, gdy ten w przypływie szału zamordował ich matkę. Odtąd zaczęli tułać się po kolejnych domach opieki, gdzie wszyscy traktowali ich jak przestępców mimo że, rzecz jasna, niczego nie zrobili. Rodzeństwo dowiaduje się ponadto że jest obciążone poważną chorobą genetyczną...

Gdy zaczęłam czytać tę książkę ciężko było mi przyzwyczaić się do tego że opisane wydarzenia nie są fikcją literacką lecz faktami. Człowiekowi zawsze wydaje się że rzeczy straszne są odległe, że zdarzają się ale nie dotyczą mnie. Tak jest zawsze lub prawie zawsze, dopóki nie dotkną kogoś bezpośrednio.
W telewizji często pojawiają się informacje na temat przemocy w rodzinach zastępczych czy źle stworzonym programie pomocy ofiarom tragedii, ale dopóki nie przeczytałam tej książki myślałam że występuje to tylko w Polsce.

"Nikt nie chciał słuchać" jest smutną i wzruszającą historią o dwójce osamotnionego rodzeństwa, które cały czas trzyma się razem i pomaga sobie w pokonywaniu wszystkich przeszkód pozostawionych na drodze przez los.
Gdy jeszcze żyła ich matka bardzo dbała o ich edukację i woziła ich na wiele zajęć pozalekcyjnych. Po jej śmierci dzieci nie chcąc jej zwieść w mirę możliwości starały się kontynuować naukę i dzięki temu osiągnęli znacznie więcej niż wiele osób w podobnej sytuacji.
Narracja w książce prowadzona jest naprzemiennie raz prze Isobel, raz przez Alexa, dzięki czemu możemy poznać punkt widzenia każdego z nich. Niektóre wspomnienia są powielane, ale znacznie częściej Alex kontynuuje to, co zaczęła Isobel, i na odwrót.
Podsumowując: książka jest jak najbardziej warta przeczytania i polecam ją.

Ocena:
7/10

Książka bierze udział w wyzwaniu "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Literatura faktu"

poniedziałek, 23 lutego 2015

"Trzy metry nad niebem"- Federico Moccia

"-Jestem szczęśliwa. Nigdy w całym swoim życiu nie czułam się tak dobrze. A ty?
-Ja?- Przytula ją do siebie.- Ja czuję się znakomicie.
-Tak, że mógłbyś palcem dotknąć nieba?
-Nie, nie tak.
-Jak to, nie tak?
-O wiele wyżej. Co najmniej trzy metry nad niebem."

Luty nie jest dla mnie najlepszym czytelniczym okresem... Dzisiaj recenzja młodzieżowego romansidła (często określanego, nielubianym przeze mnie, mianem "dramatu"), autora, którego uwielbiam, a i tym razem mnie nie zawiódł. "Trzy metry nad niebem" Federica Mocci.

Babi jest typową dziewczyną z dobrego domu: grzeczna, poukładana, nigdy nie używa brzydkich słów, jest prymuską w szkole, przygotowuje się do matury. Pewnego dnia poznaje Stepa, agresywnego chuligana, którego życie składa się z wyścigów motocyklowych i ulicznych bijatyk. Mimo skrajnie różnych charakterów zakochują się w sobie, co nie podoba się matce dziewczyny. Babi, pod wpływem Stepa, otwiera się na świat, staje się odważniejsza i pewniejsza siebie; on, pod wpływem Babi, znacznie łagodnieje.

Pierwsze 30 stron książki było dla mnie bardzo nużące. Oglądałam wcześniej film, który bardzo mi się spodobał i przez to miałam spore wymagania wobec książki, która po przebrnięciu przez wstęp zdecydowanie je zaspokoiła. 
Moccia, jak każdy autor książek młodzieżowych, pisze w sposób lekki i przyjemny, bardzo dostępny dla młodego czytelnika. W swoich powieściach przedstawia młodzież taką, jaką jest, nie stroniąc przy tym od wulgaryzmów, co bardzo w nim cenię. 
Zawsze podchodzę bardzo emocjonalnie do książek, dlatego też czytając "Trzy metry nad niebem" śmiałam się i płakałam, przeżywałam wszystko to, co bohaterowie w danym momencie.
Jeśli chodzi o postacie same w sobie to w tej lekturze są zarówno takie, które darzę ogromną sympatią: Step (zawsze), Daniela, Pallina (nie tylko dlatego że jest moją imienniczką), Pollo czy (wbrew temu co dzieje się pod koniec książki) Babi; jak i takie, które nieprzypadły mi do gustu jak np. Siciliano, Chicco, Maddalena i pani Giacci.
Jeszcze kilka słów o wydaniu. Czytałam tę książkę w wersji kieszonkowej i muszę przyznać że jest naprawdę świetna. Czcionka jest czytelna, litery nie plączą się przed oczami. Wydawnictwo się postarało. Okładka może i najpiękniejsza nie jest, ale ten, kto oceniałby w tym przypadku książkę po okładce wiele by stracił.
Podsumowując: Nie jest to zbyt ambitna lektura, ale za to świetna kiedy chce się poczytać coś lekkiego, przy czym nie trzeba dużo myśleć. Ja zdecydowanie polecam.

Ocena:
9/10

Książka bierze udział w wyzwaniu "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka, która stała się filmem"

poniedziałek, 16 lutego 2015

"Desperacja"- Stephen King

"W końcu jak daleko leży piekło od Desperacji?"

Po dość długiej przerwie spowodowanej szkołą, treningami i próbami, recenzja horroru Stephena King'a pt. "Desperacja".

"Górnicze miasteczko Desperacja, położone w odludnej części środkowej Nevady, staje się miejscem niezwykłych, przerażających wydarzeń. Niegdyś kipiące życiem, od pewnego czasu sprawia wrażenie opuszczonego przez mieszkańców. Zostały tylko kojoty, węże, skorpiony i myszołowy... oraz miejscowy policjant. Podróżni, którzy tu trafią, poznają prawdziwy sens słowa "desperacja"."
Gorący dzień, pustynia,  środek wielkiego niczego, szosa numer pięćdziesiąt i kilkoro ludzi, którzy znaleźli się w złym miejscu o złej porze. Ale może właśnie takie było ich przeznaczenie?

"Jest policjantem. A jedną rzecz, Carverowie, mogę wam powiedzieć na pewno: kiedy macie przed sobą szalonego gliniarza, macie kłopoty."

Kolejna przeczytana przeze mnie, ale pierwsza zrecenzowana na blogu świetna powieść KIng'a, który Mistrzem swojego gatunku był, jest i pozostanie.
"Desperacja" trzyma w napięciu i mrozi krew w żyłach już od pierwszych stron. 
Każda ze stworzonych postaci dopracowana jest w 100% a wśród nich wybijają się przede wszystkim: Collie Entragian- "szalony" policjant, David Carver- chłopiec, głęboko wierzący w Boga oraz pisarz Johnny Marinville.
W wielu czytanych przeze mnie recenzjach negatywnie oceniana była duża ilość Boga w tej książce a ja oceniam to na plus ponieważ poza tym że powieść jest pełna krwi, trupów i przemocy to mino wszystko porusza też problemy człowieka natury teologicznej i staje się bardziej wartościowa. 
Zdecydowanie polecam.
Pozdrawiam :*

Ocena:
8/10

Książka bierze udział w wyzwaniu "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka, która ma więcej niż 500 stron"

niedziela, 1 lutego 2015

"Tajemnica gwiazdkowego puddingu"- Agata Christie

Kontynuując temat kryminałów: książka, a właściwie zbiór opowiadań Agaty Christie pt. "Tajemnica gwiazdkowego puddingu". Książkę przeczytałam głównie z ciekawości ponieważ Christie jest jedną z ulubionych autorek mojej przyjaciółki i nie mam pojęcia jakim cudem znalazła się u mojej babci na półce pośród książek o tematyce religijnej. Tak więc "Tajemnicę ..." przygarnęłam do siebie, oczywiście za zgodą babci, która absolutnie nie wiedziała skąd się wzięła (podejrzane...).

Christie o zbiorze:
"Są tu dwa główne dania: "Tajemnica gwiazdkowego puddingu" i "Zagadka hiszpańskiej skrzyni" oraz wybór przystawek: "Szaleństwo Greenshawa", "Sen", "Popychadło" i sorbet: "Dwadzieścia cztery kosy".

"Tajemnica gwiazdkowego puddingu" 
Pierwsze opowiadanie i trochę mnie zawiodło. Zdecydowanie z szybko wpadłam na rozwiązanie zagadki i w dodatku wiadomość: "NIE JEDZ ANI KĘSA PUDDINGU. KTOŚ, KTO CI DOBRZE ŻYCZY" wydała mi się zbyt oklepana.

"Zagadka hiszpańskiej skrzynki"
Opowiadanie znacznie lepsze i bardziej wciągające od poprzednika. Aż do samego końca nie udało mi się rozszyfrować kto jest mordercą. Ciekawi intryga i okoliczności zabójstwa.

"Popychadło"
Ach, ta kobieca intuicja...
Znowu ciekawa historia, dużo podejrzanych, dużo osób posiadających motyw i sposobność zamordować sir Reubena, ciekawe portrety psychologiczne.

"Dwadzieścia cztery kosy"
W roli mordercy warto skupić się na szczegółach.
Niezbyt mnie wciągnęło, ale podoba mi się patrzenie na ludzi przez pryzmat ich przyzwyczajeń, czegoś, no co na ogół nie zwraca się zbytnio uwagi. Zakończenie nie jest najgorsze, ale mogło być lepsze.

"Sen"
Mój NUMER JEDEN w tym zbiorze. Świetna intryga i zakończenie, którego całkowicie się nie spodziewałam.

"Szaleństwo Greenshawa"
Pierwsza połowa mnie nudziła, nie widziałam w niej nic zbytnio ciekawego i dopiero gdy zaczęła się akcja naprawdę się wkręciłam. Zaskakujące zakończenie.

Recenzja ogólna:
Podoba mi się pomysłowość autorki oraz jej styl pisania. W każdej z historii pojawia się interesująca intryga.
W pięciu na sześć opowiadań występuje detektyw Herkules Poirot, który jest postacią bardzo pewną siebie, w niektórych momentach aż irytującą ze swoimi wypowiedziami typu "Ja, Herkules Poirot, nigdy się nie mylę..." itp., ale mimo wszystko bardzo go polubiłam i gdy zabrakło go w ostatnim opowiadaniu "Szaleństwie Greenshawa", a zamiast niego pojawiła się panna Marple, wydawało mi się częściowo puste i czegoś mi brakowało.
Na pewno w przyszłości sięgnę po inne książki i opowiadania Christie. W niektórych opiniach przeczytałam że jest to jedna z gorszych książek tej autorki, a mnie się spodobała, więc jestem ciekawa jakie są lepsze.
Pozdrawiam :*

PS. Okładka, której zdjęcie znajduje się powyżej nie jest moją okładką lecz najbardziej do niej podobną. Zdjęcie mojej książki znajdziecie na moim instagramie @paulinka_zaksiazkowana.

Ocena:
7/10

Książka bierze udział w wyzwaniu "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka polecona przez przyjaciela"