sobota, 31 października 2015

"Martwa Strefa"- Stephen King

No i znowu napisanie posta zajęło mi bardzo dużo czasu, za co bardzo serdecznie przepraszam, ale w końcu jest. Recenzja książki, która mnie całkowicie rozwaliła: "Martwa strefa" Stephena King'a.

John Smith jest młodym nauczycielem angielskiego. Może nazwać się człowiekiem szczęśliwym: jest lubiany przez uczniów, ma wspaniałą dziewczynę i rodziców, sądzi że niestanie mu się nic złego... do czasu. W przed dzień Halloween wybiera się razem z Sarą do wesołego miasteczka, gdzie wygrał znaczną sumę pieniędzy na kole fortuny, a Sara zjadła nieświeżego hot-doga. Johny odwiózł ją do domu, a później zadzwonił po taksówkę. Po tej podróży czas stanął dla niego w miejscu na prawie pięć lat: czołowe zderzenie z innym samochodem, śmierć tamtego kierowcy oraz taksówkarza, śpiączka Johnny'ego. 
Przez te lata świat całkowicie się zmienił: zarówno ten wielki, w którym już kilkakrotnie zmienił się prezydent Stanów Zjednoczonych, pojawiło się mnóstwo nowych wynalazków, nowa muzyka; jak i mały, prywatny świat Johnny'ego: Sara wyszła za mąż i urodziła syna, jego matka wpadła w obsesję religijną i zachorowała na nadciśnienie... Ponad to nauczyciel odkrywa u siebie pewne nietypowe zdolności: potrafi widzieć przyszłość i przeszłość. Ale czy aby na pewno rozpoczął to właśnie TEN wypadek?
Plotki szybko się rozchodzą, a od czasu wybudzenia się ze śpiączki życie Johnny'ego już nigdy ma nie być (nawet w niewielkim stopniu) podobne do dawnego. 

"Martwa strefa" to zapierający dech w piersiach thriller z elementami fantastyki. Akcja książki toczy się bardzo szybko, cały czas coś się dzieje.
Mamy tu trzy, na pozór średnio związane ze sobą historie, powiązane z konkretnymi osobami. Jedna z nich, najbardziej rozbudowana, dotyczy oczywiście John'a, a pozostałe dwie są wplatane w fabułę bardzo sporadycznie żeby po pewnym czasie skrzyżować się z główną i są one związane z Gregiem Stillsonem- nie do końca zrównoważonym mężczyzną chcącym zaistnieć w świecie polityki, oraz z mordercą, którego imienia nie poznajemy od razu, ale poznajemy jego dzieciństwo.
W powieści ciekawe jest to że zawiera ona dużo odniesień do Polski za czasów drugiej wojny światowej: "Skąd wiesz, że mam w nim zdjęcie matki? Ona nie żyje, zginęła w okupowanej Warszawie..."
Rzeczą charakterystyczną dla Stephena King'a jest bardzo dokładne opisywanie miejsc, zdarzeń i bohaterów, tworzenie świetnych portretów psychologicznych, i dlatego nawet niewiele znacząca dla fabuły postać staje się barwna i zapamiętywana przez czytelnika.
No a skoro już przy  bohaterach jesteśmy, to muszę napisać (jak to ja) o tych, które darzę sympatią i antypatią:
Do lubianych przeze mnie należą oczywiście Johnny, jego rodzice, Sara, Denny- synek Sary, doktor Sam Weizak, Roger i Chuck  Chatsworth i kilku innych, których wymienianie tu zajęło by za dużo czasu i nie wniosło by niczego szczególnego do tej recenzji.
Do postaci, których nie lubię należą Greg Stillson, Sonny Elliman i mąż Sary (wybaczcie, ale nie potrafię przypomnieć sobie, ani znaleźć w książce jego imienia), który tak naprawdę nie wiem czemu znalazł się w tej grupie. Chyba tylko dlatego, że zajął miejsce Johnny'ego.
Morderca nie pasuje mi do żadnej z grup, bo mimo tego, co robił jest mi go trochę żal.
Podsumowując: uwielbiam tę książkę! Zdecydowanie polecam zapoznanie się z nią każdemu, kto lubi trzymające w napięciu thrillery z odrobiną grozy i oczywiście każdemu wielbicielowi King'a, który jeszcze nie miał okazji zapoznania się z nią.

Ocena:
10/10

"Wszyscy robimy, co możemy, i to musi wystarczyć... a nawet jeśli nie wystarczy, i tak musi wystarczyć. Nigdy nic nie tracimy, Saro. Nic, czego nie można odzyskać."

Książka bierze udział w wyzwaniu czytelniczym "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Nieczytana książka ulubionego autora"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz