niedziela, 28 stycznia 2018

"Bielszy odcień śmierci"- Bernard Minier

"Ludzie są jak góry lodowe, pomyślał. Pod powierzchnią kryje się cała masa niedopowiedzeń, cierpienia i tajemnic. Tak naprawdę nikt nie jest tym, na kogo wygląda."

Debiutancka powieść jednego z moich najukochańszych autorów kryminałów, która w dodatku pięknie wpasowuje się w klimat za moim oknem. Tym razem kilka słów na temat "Bielszego odcienia śmierci" autorstwa Bernarda Minier, czyli pierwszej części z cyklu o komendancie Martinie Servazie.

Opis wydawcy:
"Grudzień 2008 roku, dolina w Pirenejach. Wczesnym rankiem pracownicy elektrowni wodnej znajdują na górnej stacji kolejki linowej okaleczone ciało konia. Tego samego dnia młoda absolwentka psychologii obejmuje posadę w ściśle strzeżonym zakładzie psychiatrycznym dla przestępców, położonym w tej samej dolinie.
W ciągu kilku dni okolicą wstrząsają kolejne zbrodnie. Śledztwo prowadzi komendant Martin Servaz, czterdziestoletni policjant z Tuluzy, znany ze swojej przenikliwości i intuicji. Tym razem przyjdzie mu się jednak zmierzyć z wyjątkowo okrutnym i przebiegłym mordercą. Wkrótce się okaże, że bajkowe górskie miasteczko kryje mrożące krew w żyłach tajemnice. Czy będzie to dla Servaza początek koszmaru?"

Mój opis:
Malownicze górskie miasteczko Saint-Martin w sezonie cieszy się znaczną popularnością wśród wielbicieli sportów zimowych, a poza nim staje się scenerią dla serii okrutnych morderstw. Dolina skrywa wiele tajemnic oraz nigdy nierozwikłanych zagadek, które nagle zaczynają dawać o sobie znać. 
Śledztwo podejmują w kolaboracji policja na czele z komendantem Martinem Servazem oraz żandarmeria pod wodzą kapitan Irene Ziegler. W miejscach zbrodni odnajdują oni ślady osoby, która nie miała prawa się tam znaleźć- jednego z najbardziej niebezpiecznych pacjentów pobliskiego zamkniętego zakładu psychiatrycznego. 
Kim jest morderca i jak daleko jest w stanie się posunąć, aby odsunąć od siebie podejrzenia? Jak wiele niebezpieczeństw skrywa w sobie senne miasteczko?

"Są dwa rodzaje ludzi: świnie i reszta. Każdy musi wybrać, po której stronie ma ochotę być. Jeśli pan nie wybiera, znaczy, że jest pan już po stronie tych pierwszych."

"Bielszy odcień śmierci" jest książką, która wciąga i uzależnia jak narkotyk. W fabułę wciągnęłam się już od pierwszych zdań i chłonęłam każde znajdujące się na kartach powieści słowo. Za sprawą tej lektury przenosiłam się we wspaniale wykreowany świat, który jest jednocześnie niesamowity dzięki sugestywnym, ale nie dominującym opisom oraz mnogości zagadek, ale też przytłaczający za sprawą ogólnie panującej bieli, górzystego terenu i atmosfery tak gęstej, że można by ją kroić nożem. Bernard Minier wykreował przestrzeń, z której nie ma ucieczki ani dla bohaterów, ani dla czytelnika.
Jak na porządny kryminał przystało "Bielszy odcień śmierci" trzyma w napięciu oraz wywołuje u odbiorcy wrażenie, że absolutnie nikomu nie można ufać, bo postać, którą w tym momencie uważa się za "tą dobrą" za chwilę może stać się głównym podejrzanym. Ja przyznaje się, że podczas czytania tej powieści przynajmniej pięć razy zmieniały mi się w głowie opcje tego, kto może tak naprawdę być mordercą tylko po to, żeby zakończenie i tak mnie zaskoczyło.
Na całą, rozbudowaną o najmniejsze szczegóły intrygę składa się mnóstwo różnych tajemnic, okoliczności, nierozwikłanych zagadek z wielu lat, które łączą się ze sobą w spójną, logiczną całość. Warto tu wspomnieć, że poruszane w książce wątki kryminalne wcale nie są niczym szczególnie nowatorskim i są to motywy, które przewijają się przez mnóstwo tego typu powieści, a mimo wszystko tworzą zupełnie unikalny klimat, co świadczy o ogromnym kunszcie autora.
Akcja powieści toczy się równocześnie w różnych miejscach, z których niektóre wydają się wrogie i nieprzyjemne, a inne wręcz przeciwnie: mają sprawiać wrażenie ciepłych, przytulnych i spokojnych  oraz towarzyszymy różnym bohaterom, którymi są głównie komendant Servaz, nowa psycholog w Instytucie Wergniera- Diane Berg oraz przyjaciel i współpracownik (podwładny) Servaza- Vincent Esperandieu. 

"To nasza nemezis. Kara za to, że zabiliśmy Boga i stworzyliśmy społeczeństwa, w których zło uznaje się za normę."

Skoro już wspomniałam temat bohaterów w tej powieści to przyszedł czas na omówienie dokładniej tego aspektu, bo występujące tu postacie są tak dobrze zbudowane przede wszystkim pod względem, profili psychologicznych, że ja osobiście jestem pod naprawdę ogromnym wrażeniem. Każdy z nich jest unikalny i odgrywa inną, istotną rolę w rozwoju wydarzeń. Nawet kelner, z którym Servaz rozmawia przez pół strony jest kimś, bez kogo ta powieść nie byłaby już tym samym. Jest tu wielu bohaterów, który od początku zyskali moją ogromną sympatię, a do których należy przede wszystkim Martin Servaz- wielbiciel muzyki Mahlera oraz literatury klasycznej, który w wielu swoich wypowiedziach używa łacińskich sentencji; rozwodnik; ojciec siedemnastoletniej Margot i, co najważniejsze, przenikliwy komendant policji, który nie cofnie się przed niczym aby doprowadzić śledztwo do końca, ale który też nie jest wyidealizowany: popełnia błędy, ma nie najlepszą kondycję fizyczną oraz średnio radzi sobie w relacjach międzyludzkich. Kolejnymi postaciami, które bardzo polubiłam to kapitan Irene Ziegler (crashuję tą panią), Vincent Esperandieu (co do którego mam jednak dziwne przeczucia po przeczytaniu epilogu) oraz córka Servaza Margot. Każda z tych postaci wniosła do powieści jakiś co dodało jej jeszcze więcej klimatu i uroku (jeśli można w ogóle mówić o uroku w kryminale). W "Bielszym odcieniu śmierci" pojawiają się także postacie, których na początku nie lubiłam, a później z różnych powodów zdobyły moją sympatię oraz odwrotnie: bohaterowie, których na początku bardzo lubiłam, a później zastanawiałam się co ze mną jest nie tak, że polubiłam kogoś takiego, ale więcej nic nie powiem na ten temat bo mogłyby pojawić się spoilery. 
Kolejnym ciekawym elementem tej powieści jest muzyka, której słuchają bohaterowie. Ulubiony kompozytor Servaza staje się nicią porozumienia między nim i Julianem Hirtmannem- pacjentem Instytutu Wergniera, a utwory słuchane przez Vincenta dodają po prostu interesujący smaczek do całości fabuły. 
Podsumowując: "Bielszy odcień śmierci" to książka, która trzyma w napięciu od początku do końca. Dosłownie nie mam się do czego przy niej przyczepić i uważam ją za obowiązkową lekturę dla wszystkich wielbicieli powieści kryminalnych. Ja się zakochałam i jestem ciekawa czy z wami będzie podobnie. 

Ocena:
10/10

PS. Jest jeszcze jeden argument za przeczytaniem tej książki, a dokładnie nowa produkcja Netflixa "Lód", czyli serial bazujący na wydarzeniach z powieści Bernarda Minier. 

piątek, 19 stycznia 2018

"Kordian"- Juliusz Słowacki

"Boże! Zdejm z mego serca jaskółczy niepokój,
Daj życiu duszę i cel duszy wyprorokuj..."

No i znowu dramat romantyczny, ale na szczęście to już koniec. Powoli zamykam temat romantyzmu, ale zanim to nastąpi mam dla was kilka słów na temat "Kordiana" pióra Juliusza Słowackiego.

Kilka słów o autorze:
Juliusz Słowacki (4 września 1809- 3 kwietnia 1849) urodzony w Krzemieńcu na Kresach (dzisiejsza Ukraina) polski poeta i dramaturg okresu romantyzmu. Uważany za jednego z trzech Wieszczów Narodowych obok Mickiewicza i Krasińskiego. Jego utwory poruszały głównie tematy narodowowyzwoleńcze, ale także egzystencjalne. W swoim życiu emigrował między innymi do Drezna, Londynu, Szwajcarii i Paryża. 

Pierwszym co rzuciło mi się w oczy gdy sięgałam po tę lekturę była oczywiście przepiękna okładka, która bardzo się różni od tych powszechnie znanych okładek wydawnictwa Greg, na których znajduje się jakaś ilustracja mniej lub bardziej związana z treścią książki. W tym wypadku okładka jest w kolorze bordowym wpadającym w brąz oraz zawiera złote, odbijające światło elementy. Takie same zdobienia znajdują się także na grzbiecie książki. Wewnętrzna strona okładki oraz strona obok również są brązowe oraz znajduje się na ich taki sam symbol jak pod tytułem. Pod względem estetyczno-wizualnym jestem naprawdę pod wrażeniem.

"Ziemia - to plama na nieskończoności błękicie,
A Bóg ją zetrze palcem, lub wleje w nią życie jak w posąg gliniany Adama."

Pełny tytuł tego utworu brzmi "Kordian. Część pierwsza trylogii. Spisek koronacyjny." co świadczy o tym że w założeniu Słowackiego miała być to pierwsza część trylogii o dziejach tytułowego Kordiana, która jednak nigdy nie została dokończona. 
Dramat podzielony jest na Przygotowanie, Prolog oraz trzy Akty. Akcja Przygotowania toczy się w noc sylwestrową z 31 grudnia 1799 na 1 stycznia 1800 (co Szatan mylnie bierze za przełom wieków) w chacie czarnoksiężnika Twardowskiego. Spotykają się tam demony i czarownice, aby przygotować ludzi, który będą później kierowali powstaniem listopadowym. Jest to moja ulubiona część tego utworu, którą czytało mi się najprzyjemniej, ale jednocześnie w mojej głowie pojawiła się myśl, że Juliusz Słowacki musi teraz smażyć się w ósmym kręgu piekła, bo Szatan nie lubi jak się robi z niego idiotę.
Następnie pojawia się Prolog, w którym przedstawione są różne koncepcje poety: poeta, który swoimi utworami chce dostarczyć narodowi pociechy (Mickiewicz); poeta krytykujący walkę z wrogami przez uśpiony naród (przeciwnicy Mickiewicza) oraz poeta, który swoją poezją chce pobudzić w narodzie chęć do walki oraz pielęgnować pamięć o bohaterach (Słowacki). W Prologu widoczna jest krytyka wobec osoby Adama Mickiewicza.  
Akt I dramatu opowiada o piętnastoletnim Kordianie, który jest przygnębiony i pochłonięty refleksjami nad życiem przez samobójczą śmierć swojego przyjaciela oraz nieszczęśliwą miłość do starszej kobiety. W Akcie II odbywa on podróże przez Londyn, Włochy i Watykan podczas której dowiaduje się, że światem żądzą pieniądze po czym powraca do Polski. W Akcie III odbywa się wspomniany w tytule utworu spisek koronacyjny, gdzie Kordian nie mogąc pogodzić się z dyktaturą cara postanawia przeprowadzić na niego zamach. 

"Zamknięty jestem w kole czarów tajemniczem, Nie wyjdę z niego... Mogłem być czymś... będę niczem."

Utwór ten napisany jest dosyć trudnym językiem, który utrudniał mi odbiór mimo tego, że sama fabuła dramatu mnie wciągnęła. 
Główny bohater jest typowym romantykiem: w wielu momentach ponoszą go emocje, jest impulsywny, nie myśli racjonalnie. Wpływ na taką budowę postaci ma także nadane mu imię, ponieważ Kordian pochodzi od łacińskiego słowa "cor" czyli serce, co ma w przypadku niego oznaczać człowieka kierującego się sercem. Postać ta drażniła mnie, ale nie tak bardzo jak Konrad z "Dziadów" Mickiewicza. 
Zakończenie utworu jest otwarte i nie dowiadujemy się do końca co dzieje się z bohaterem, co z jednej strony jest cechą tego gatunku, a z drugiej świadczy o tym, o czym mówiłam już wcześniej, czyli że "Kordian" miał być rozpoczęciem trylogii.

"Każdy człowiek, który się poświęca za wolność – jest człowiekiem, nowym Boga tworem."

Podsumowując: biorąc pod uwagę wszystkie "za" i "przeciw" uważam, że "Kordian" nie jest taki zły, ale daleko jest mu do groma moich ulubionych klasyków literackich. Wydaje mi się, że warto jest się z nim zapoznać, ale jeśli tego nie zrobicie to nie stracicie zbyt wiele.

Ocena:
6/10

PS. Mam do was na koniec jeszcze jedno pytanie: jesteście "Team Mickiewicz", czy "Team Słowacki"? Ja jestem zdecydowanie "Team Norwid" ;)

czwartek, 18 stycznia 2018

"Nie-boska komedia"- Zygmunt Krasiński

"Bóg się z modlitw, Szatan z przekleństw śmieje."

No i znowu recenzje lektur szkolnych, bo tak jestem nimi zawalona, że nie mam kiedy czytać czegoś innego, a nie chcę zaniedbywać bloga. Tym razem mam dla was recenzję (choć może bardziej notatkę z opracowaniem) "Nie-boskiej komedii" Zygmunta Krasińskiego. Mam nadzieję, że podołam.

Kilka słów o autorze: 
Zygmunt Krasiński (19 lutego 1812- 23 lutego 1859) był jednym z trzech polskich Wieszczów Narodowych obok Mickiewicza i Słowackiego. Wybitny poeta romantyczny. Wywodzi się on z arystokracji, a jego ojciec buduje w nim nastroje antyrewolucyjne mówiąc, że rewolucje przynoszą jedynie chaos i cierpienie. Zabrania mu także udziału w powstaniu listopadowym. Krasiński, aby wyrwać się z pod jego wpływów wyjeżdża na zachód.

"Nie-boska komedia" to dramat, który ma przedstawiać spór pomiędzy arystokracją i rewolucjonistami. Podzielony jest on na cztery części, z których dwie pierwsze opowiadają o rodzinie głównego bohatera- hrabiego Henryka oraz o jego tragedii, którą sam na siebie sprowadził. W noc po jego ślubie nawiedza go widmo pięknej dziewicy, dla której porzuca on swoją żonę. Ogólnie rzecz biorąc: im dalej tym dziwniej.
Kolejne dwie części przedstawiają wspomniany wcześniej spór między arystokratami, a rewolucjonistami. W trzeciej części utworu uwidaczniają się także dwie cechy Krasińskiego, którymi są antysemityzm oraz zamiłowanie do epatowania masakrą (frenetyzm romantyczny). Autor pokazuje wady obu grup stając jednak po stronie grupy, z której się wywodzi. Broni on ideałów arystokracji pokazując jednocześnie, że nie są oni zupełnie święci.
To głównie z ostatnimi częściami związany jest tytuł dramatu, który nawiązuje do "Boskiej komedii" Dantego: podróż Dantego przez piekło porównana jest do podróży hrabiego Henryka przez obóz rewolucjonistów. Część "nie-boska" zawiera natomiast wydźwięk antyreligijny oraz nawiązuje do tego, że w utworze pokazane są skutki odrzucenia Boga przez ludzi.

"Skądżeś powstał, marny cieniu, który znać o świetle dajesz, a światła nie znasz, nie widziałeś, nie obaczysz?"

Utwór ten czytało mi się dosyć szybko po przebrnięciu przez wstęp, który był dosyć nużący, ale w dalszym ciągu wartościowy: przedstawia on refleksję nad tym, że człowiek próbuje poznać sferę metafizyczną mimo, że nie jest w stanie tego osiągnąć. Zadawane jest tu także pytanie o pochodzenie człowieka i powody, dla których powstał. Występuje tu także motyw, który przebija się później w pierwszej części, czyli poezja jako jednocześnie coś pięknego, ale też zsyłającego na ludzi nieszczęście.
Dalszy ciąg dramatu czytało mi się naprzemiennie: raz bardzo przyjemnie, a z rozpoczęciem kolejnej części miałam ochotę to odłożyć i nigdy nie wracać. Podobała mi się część pierwsza przez to, że była ona zanurzona w planie metafizycznym: duchy, anioły, demony, zjawy oraz występuje tu dość ciekawy motywy szaleństwa oraz część trzecia, w której odbywała się wędrówka Henryka przez obóz rewolucjonistów i występuje tu wspomniany wcześniej frenetyzm romantyczny (który, uwielbiam choć może nie świadczy to o mnie zbyt dobrze). Pozostałe dwie części przeczytałam bez żadnych rewelacji.


"Za to, żeś nic nie kochał, nic nie czcił prócz siebie, prócz siebie i myśli twych, potępion jesteś- potępion na wieki."

Podsumowując: mam co do tego dramatu mieszane uczucia i nie chcę mówić wam czy polecam przeczytanie go, czy nie bo i tak decyzja należy do was. Uważam, że jest to utwór wartościowy i nie żałuję, że go przeczytałam bo może przyda mi się on na maturę z polskiego.

Ocena:
5/10

piątek, 5 stycznia 2018

"Wypowiedz jej imię"- James Dawson

"Gdy nadchodzi gołoledź, ludzie zaczynają się wywracać. To jednak nie znaczy, że lód jest zły sam w sobie."

Chyba każdy zna którąś z wersję legendy o Krwawej Mary chociażby przez to, że ta postać bardzo często pojawia się w kulturze masowej. Dzisiaj mam dla was recenzję książki, która także przedstawia pewien opis Mary, a którą jest "Wypowiedz jej imię" Jamesa Dawsona.

Opis wydawcy:
"To miała być dobra zabawa. Gdy Bobbie, jej przyjaciółka Naya i przystojny Caine w noc Halloween stanęli przed lustrem, by pięciokrotnie wymówić imię Krwawej Mary, nawet nie przeczuwali, jaki koszmar rozpętają. Wkrótce ich koleżanka ze szkoły dla dziewcząt Piper's Hall znika w tajemniczych okolicznościach, oni zaś w snach i lustrzanym odbiciu prześladowani są przez ducha czarnowłosej dziewczyny.
Roberta "Bobbie" Rowe postanawia rozwikłać zagadkę. Nastolatka ma na to pięć dni, w przeciwnym razie podzieli los innych zaginionych uczennic, ofiar Krwawej Mary. Śledztwo doprowadzi ją do morderczych sekretów szkoły Piper's Hall oraz zatajonej zbrodni, której sprawców nigdy nie ukarano."

Mój opis:
Zaczęło się niewinnie: wieczór Halloween, straszne historie przy prowizorycznym ognisku i wyzwanie- jeśli w nią nie wierzycie to ją wywołajcie. Z tego właśnie powodu Bobbie, Naya i Caine stanęli o północy przed lustrem w jednej z łazienek w Piper's Hall- prestiżowej szkole z internatem dla dziewcząt i pięć razy powtórzyli imię Krwawej Mary. To co wydarzyło się później przekroczyło ich wszelkie oczekiwania, a falę zapoczątkowała niepozorna wiadomość "Pięć Dni". 
Nastolatkowe muszą jak najszybciej rozwiązać zagadkę Krwawej Mary, bo w przeciwnym razie podzielą los innych, który ośmielili się wypowiedzieć jej imię. Jakie tajemnice skrywają przed światem mury Piper's Hall?

"Gdy ktoś popełnia samobójstwo, niewykorzystany potencjał tej osoby sprawia, że zostają po niej tylko i wyłącznie niedokończone sprawy."

"Wypowiedz jej imię" to horror dla młodzieży z elementami thrillera i powieści detektywistycznej, który powinien przypaść do gustu także starszym czytelnikom. Fabuła powieści wciąga od samego początku, przez co dosłownie nie można oderwać się od książki i naprawdę straszy. Czytając tą powieść serce biło mi szybciej i cały czas czekałam na to, co zdarzy się za chwilę. Ja osobiście uwielbiam horrory, ale jednocześnie mam bardzo bujną wyobraźnię i po przeczytaniu tej książki w każdym lustrze w moim mieszkaniu sprawdzam, czy przypadkiem nie ma tam Mary. 
Postać Krwawej Mary na stałe zagościła w światowej popkulturze za sprawą różnorodnym miejskich legend, z których każda przedstawia ją w trochę inny sposób oraz seriali, takich jak "Supernatural" czy "Zaklinaczka duchów", które zawierają w sobie epizody o tej słynnej dziewczynie z lustra. Książka Jamesa Dawsona pokazuje nam kolejną wersję tego, kim może być słynna na cały świat Krwawa Mary. Ja, mimo że wierzę w zjawiska paranormalne za jedyną rzeczywistą wersję  Krwawej Mary uważam Marię I Tudor, ale kto wie, może istnieje jeszcze inna "osoba", która także przyjęła ten przydomek, ale ja tego sprawdzać nie zamierzam. 
Ciekawym zabiegiem użytym w tej powieści jest połączenie toczących się w niej wydarzeń z mrocznymi i nieprzyjaznymi miejscami, takim jak grube mury położonej na samym skraju klifu szkoły z internatem, która pełna jest tajemnic i ukrytych przejść; szpital psychiatryczny oraz cmentarz, który mimo, że nie jest opuszczony to sprawia silne wrażenie jakby nikogo tam nie było od bardzo wielu lat. Opisy wszystkich tych miejsc pozwalają nam bardzo dokładnie wyobrazić sobie, jak mogą one wyglądać, budując jednocześnie jeszcze większe napięcie i grozę. 

"Najbardziej na świecie boję się, że gdybym umarła, nikt by nawet nie zauważył."

Warto wspomnieć jeszcze o postaciach, które przewijają się na kartach tej powieści, a które są bardzo zróżnicowani. Głównym bohaterkami są Bobbie oraz Mary, które są do siebie podobne mimo tego, że dzieli je kilkadziesiąt lat: obie skryte, "szare myszki", które nie mogą znaleźć swojego miejsca i dopasować się do panującej w Piper's Hall hierarchii. Przynajmniej tak wydaje się na pierwszy rzut oka, bo im dalej zgłębiamy historię tym  bardziej zdajemy sobie sprawę, że obie te bohaterki odbiegają od tego opisu. Bobbie okazuje się osobą, która potrafi wziąć los we własne ręce i pokonać strach po to, żeby uratować siebie oraz swoich przyjaciół, a Mary... tego musicie dowiedzieć się sami czytając tę powieść. 
Występuje tu także wiele innych ciekawych postaci takich jak najlepsza przyjaciółka Bobbie- Naya, która jest tą bardziej przebojową i pewną siebie częścią ich duetu; Caine, który usiłuje sprawiać wrażenie tępego mięśniaka, bo tego oczekuje od niego otoczenie, ale tak naprawdę jest wrażliwą, artystyczną duszą; czy Bridget- uczennica Piper's Hall z przez trzynastu lat, która z powodu incydentu z Krwawą Mary wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Każdy z tych bohaterów wnosi coś ciekawego do tej powieści. 
Jak już wcześniej wspomniałam: w Piper's Hall obowiązywała pewna hierarchiczność. Najważniejszym podziałem, który był ogólnie uznawany, był podział na juniorki- nowe uczennice szkoły oraz seniorki, czyli te uczennice, które spędziły w niej już kilka lat. Kolejnym podziałem był ten, który zapewne większość osób kojarzy z amerykańskich seriali dla młodzieży, czyli podział na elitę i całą resztę, a do elity należą (jak zawsze) te najbardziej chamskie i podłe dziewczyny, które jednak są ulubienicami nauczycieli. Na czele elitki stoi Grace, która jest jednocześnie przewodniczącą szkoły i jedną z dwóch najbardziej wkurzających mnie postaci (drugą jest Kenton Millar). 

"Jeśli miała być całkowicie szczera, to w tym tygodniu po raz pierwszy poczuła, że naprawdę żyje. Zrozumiała, że jej starania mające na celu wmieszanie się w tłum i bycie niezauważaną sprawiały, iż wiodła bezbarwną egzystencję, której monotonię rekompensowała jej jedynie fikcja literacka. Była fikcyjną dziewczyną."

Podsumowując: "Wypowiedz jej imię" to wciągająca, zapierająca dech w piersiach i wywołująca ciarki powieść, którą poleciłabym każdemu wielbicielowi horroru bez względu na to, czy zalicza się do grupy młodzieży, czy też ma już parę lat więcej. Całość historii Mary przedstawiona zostaje w sposób dosyć subiektywny, w którym czytelnik sam musi stwierdzić w co wierzy, a w co nie. Zakończenie jest ciekawe i niebanalne. 
Te dwa wieczory, które spędziłam w towarzystwie Bobbie, Nayi, Cainea i Mary uważam za bardzo dobre. 

Ocena:
9/10

środa, 3 stycznia 2018

"Zabójczy wirus"- Alex Kava

"Im mniej ludzie o tobie wiedzą, tym mniejsze ryzyko, że cię zranią. To jeden ze sposobów na unikanie strat i zniszczeń."

Na dworze trochę za ciepło jak na początek stycznia, więc co powiecie na recenzję mrożącego krew w żyłach thrillera? Moje pierwsze spotkanie z agentką Maggie O'Dell w powieści "Zabójczy wirus" pióra Alex Kava. 

Opis wydawcy:
"Pewnego dnia do Akademii FBI w Quantico trafia pudełko z pączkami, a w nim list z pogróżkami terrorysty. Maggie O'Dell i dyrektor Cunningham natychmiast przystępują do akcji... i wpadają w pułapkę zastawioną przez zbrodniarza.
Sądząc z taktyki mordercy, jest on zafascynowany zbrodnią doskonałą, pała żądzą zemsty, a jego broń to śmiertelny wirus. Choć ofiary wydają się przypadkowe, w rzeczywistości wybierane są z wielką precyzją. 
Agentka O'Dell wie, jak funkcjonuje umysł zbrodniarza, bez względu na to, czy jest on perwersyjnym pedofilem, czy szalonym seryjnym mordercą. Zamknięta w izolatce wojskowego instytutu badawczego stara się znaleźć jakiś trop. Czekając na wyniki swoich badań, usiłuje pomóc agentowi Tully'emu w rozwikłaniu sprawy. Każde kolejne zakażenie grozi wybuchem epidemii. Maggie zdaje sobie sprawę, że ona i jej szef mogą nie doczekać chwili, gdy okaże się, kim jest ten najbardziej niebezpieczny zabójca..."


"Czasami normalne jest to, do czego jesteśmy przyzwyczajeni"

W przypadku tej recenzji dodawanie mojego opisu fabuły jest całkowicie bez sensu, ponieważ sam wydawca napisał już chyba wszystko co trzeba i nie wiem co mogłabym jeszcze dodać.
"Zabójczy wirus" jest z tego co wiem 6 tomem z cyklu "Z zimną krwią" i pierwszym moim spotkaniem z twórczością Alex Kavy, ale ja osobiście nie wyczuwam żeby umykał mi jakiś ważny aspekt z fabuły całej serii, może poza życiem prywatnym bohaterów, które i tak jest opisane w taki sposób, że łatwo domyślić się o co chodzi.
Książka jest bardzo dobrze przygotowana pod względem merytorycznym. Widać, że autorka na jej potrzeby przejrzała wiele źródeł i dokumentów na temat różnych zamachów bronią biologiczną i chemiczną, takich jak zatrucia tylenolem w 1982, zakażenia laseczką wąglika z 2001 oraz wiele innych, o których sama wspomina na końcu powieści. W "Zabójczym wirusie" fikcja literacka płynnie przenika się z faktami, za co zasługuje na dużego plusa. 
Autorka potrafi doskonale zbudować napięcie i utrzymywać czytelnika w niepewności. Łatwo odczytuje się emocje towarzyszące bohaterom. Akcja rozwija się szybko i dynamicznie przez co praktycznie nie mogłam oderwać się od tej lektury i cały czas czekałam na to, co wydarzy się dalej.
Warto także wspomnieć o tym w jaki sposób zbudowana jest książka: składa się ona z 83 króciutkich rozdziałów, co dodatkowo ułatwiało mi szybkie przeczytanie tej książki, bo czasem gdy czytam powieść, która podzielona jest na bardzo obszerne rozdziały łapie mnie zniechęcenie. Jest to spowodowane tym, że nie lubię kończyć czytania w dowolnie wybranym miejscu tylko koniecznie musi to być koniec rozdziału, bo później boję się, ze zgubię wątek i tak na przykład kiedy czytam książkę przed snem i widzę, że mam przed sobą rozdział, który liczy sobie np. 50 stron, to wolę ją odłożyć z myślą, że przeczytam to jutro. W tej powieści jeden rozdział ma średnio 5 stron, więc łatwo jest mi powiedzieć sobie nawet kilkakrotnie "no to jeszcze jeden".
Narracja "Zabójczego wirusa" prowadzona jest w trzeciej osobie, a narrator towarzyszy różnym uczestnikom akcji, do których należą głównie agentka O'Dell oraz agent Tully, ale też inni bohaterowie, a w przypadku kilku rozdziałów nawet morderca. 
Jedyną rzeczą, do jakiej mogłabym się przyczepić przy tej powieści jest to, że w niektórych momentach jest ona troszkę przewidywalna, ale jak dla mnie nie wpływa to znacząco na ogólny odbiór. 
Podsumowując: "Zabójczego wirusa" czytałam szybko i z zapartym tchem. Wydaje mi się, że każdy wielbiciel kryminału powinien zapoznać się z tą pozycją, ponieważ książka jest naprawdę dobra i godna uwagi. Ja z pewnością będę polować na kolejne książki tej autorki.
Ocena:
9/10

poniedziałek, 1 stycznia 2018

"Weronika postanawia umrzeć"- Paulo Coelho

"Każdy z nas żyje w swoim własnym świecie. Ale gdy popatrzysz na niebo pełne gwiazd, zobaczysz, że te różne światy zazębiają się tworzą konstelacje, systemy słoneczne, galaktyki."

Dzisiaj mam dla was recenzję książki jednego z najbardziej znanych pisarzy tworzących w nurcie psychologiczno-pedagogicznym, czyli Paulo Coelho "Weronika postanawia umrzeć".

Opis wydawcy:
"Umiera się na wiele sposobów: z miłości, z tęsknoty, z rozpaczy, ze zmęczenia, z nudów, ze strachu...
Umiera się nie dlatego by przestać żyć, lecz po to by żyć inaczej. Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie. Weronika postanawia umrzeć bez wyraźnego powodu, bez żalu, bez patosu. Może dlatego, że szukając łatwych rozwiązań, jej życie stało się mdłe, jak potrawa bez przypraw, pozbawione ziarna szaleństwa. A gdzie szukać szaleństwa, jeśli nie w domu wariatów, pośród tych, którzy obdarzeni nim zostali w nadmiarze? Weronika uczy się na nowo życia, poznaje siebie samą, zmartwychwstaje. 
Weronika chce żyć inaczej..."

Mój opis:
24-letnia Weronika wiedzie zwykłe, spokojne życie w stolicy Słowenii- Lublanie, a każdy jej dzień wygląda praktycznie tak samo. To właśnie to monotonia i perspektywa bezsensu istnienia sprawiają, że dziewczyna postanawia przestać żyć. Nie była to decyzja spontaniczna, zebranie odpowiedniej ilości leków nasennych zajęło jej jakiś czas i była ona pewna swojej decyzji... do czasu.
Coś poszło nie po jej myśli i zamiast nigdy już się nie obudzić odzyskuje ona przytomność w szpitalu psychiatrycznym Villete, gdzie dowiaduje się, że zostało jej kilka dni życia.
Co Weronika zrobi z pozostałym jej czasem? Czy uda jej się odnaleźć sens życia? Jak wpłyną na nią poznani w zakładzie ludzie?

"-Co sprawia, że człowiek zaczyna nienawidzić sam siebie? 
-Może tchórzostwo. Albo nieodłączny strach przed popełnieniem błędów, przed robieniem nie tego, czego inni oczekują."

"Weronika postanawia umrzeć" to moje pierwsze spotkanie z twórczością Paulo Coelho. Opinie zarówno na temat tej książki, jak i całej twórczości Coelho są bardzo podzielone, ale mnie osobiście ta pozycja wciągnęła i mimo, że nie jest ona bez wad to czytało mi się ją dosyć przyjemnie. 
Książka opowiada, jak już wspominałam, o Weronice, która przytłoczona monotonią życia postanawia popełnić samobójstwo. Gdy jej plan się nie udaje trafia to szpitala psychiatrycznego, w którym lekarze informują ją, że na skutek działania zażytych tabletek trwale uszkodziła sobie serce i niedługo i tak umrze. Dziewczyna początkowo przyjmuje swój los z akceptacją, bo przecież śmierć jest tym, czego sama dla siebie chciała lecz im dłużej przebywa ona w Villete, poznając innych "wariatów" oraz samą siebie, coraz bardziej budzi się w niej chęć życia i cierpienie z powodu nieuchronnej śmierci. Przez krótki czas dziewczyna uczy się żyć na nowo oraz czerpać radość ze zwykłych rzeczy, o których wcześniej nie pomyślała, że mogą jej przynosić tyle szczęścia. 
Życie w Villete nie jest usłane różami: pielęgniarki traktują większość pacjentów jak śmieci, a lekarze przeprowadzają na nich zabronione eksperymenty i praktyki takie jak szok insulinowy czy elektrowstrząsy, ale wielu ludzi mimo tego, że teoretycznie zostali wyleczeni ze swoich zaburzeń nie chce opuszczać szpitala, ponieważ życie w nim jest łatwiejsze niż na zewnątrz. W szpitalu psychiatrycznym możesz robić co tylko chcesz, bo przecież jesteś wariatem, możesz przeleżeć cały dzień w łóżku wstając jedynie na posiłki, bo nie masz żadnych obowiązków, które mają inni ludzie, żyjący poza murami, dlatego też w Villete funkcjonuje grupa ludzi, którzy powinni już dawno opuścić mury szpitala, ale stać ich na to, żeby zapewnić sobie popyt tam i spokój od świata rzeczywistego. Do takich osób należy na przykład Mari- ok. 60-letnia prawniczka, która borykała się z atakami paniki, przez które trafiła do zakładu i jej życie runęło, a nie chcąc stawiać czoła tym ruiną wolała się od nich odciąć. 

"Bądźcie szaleni, ale zachowujcie się jak normalni ludzie. Podejmijcie ryzyko bycia odmiennymi, ale nauczcie się to robić, nie zwracając na siebie uwagi. A teraz skupcie się na tej różnicy i pozwólcie, aby objawiło się wasze prawdziwe Ja."

Najciekawszym aspektem tej powieści są, według mnie, postacie. Wszystkie posiadają swój unikalny rys psychologiczny oraz historię, a jedynym wyjątkiem od tego jest Weronika, co do której mam mieszane uczucia.
Tytułowa bohaterka chce się zabić, bo uważa swoje życie za nudne. Kocha swoich rodziców i właśnie z miłości do nich postanawia popełnić samobójstwo przez przedawkowanie leków, a nie powieszenie się czy skoczenie z dachu, bo chce im oszczędzić drastycznych widoków. Przechodzi przemianę wewnętrzną, ale jak dla mnie ta zmiana jest bardzo płytka i pusta. Jedyne co widzę pozytywnego w tej postaci to fakt, że to właśnie ona zainspirowała innych bohaterów do spotkania twarzą w twarz z życiem i wzięcia go we własne ręce.
Uważam, że zdecydowanie lepszymi i ciekawszymi postaciami są wspomniana wcześniej Mari, Zedka cierpiąca na depresję spowodowaną wspomnieniem dawnej miłości czy schizofrenik Edward, którego choroba zepsuła wyniosłe plany jego ojca- ambasadora. Do bardziej interesujących bohaterów tej powieści należy także doktor Igor- ordynator szpitala Villete, który jest postacią negatywną, ale jednocześnie w pewien sposób spowodował on, że Weronika znowu zapragnęła żyć (chociaż kierowały nim pobudki egoistyczne).
Niezrozumiałym dla mnie elementem tej książki są rozdziały, w których Coelho pisze sam o sobie w trzeciej osobie. Nie wiem jaki cel miał ten zabieg, ale jeśli ktoś z was czytał tę książkę i rozumie o co chodzi to może mi wytłumaczyć- będę bardzo wdzięczna.

"Im szczęśliwsi mogą być ludzie, tym bardziej nieszczęśliwi się stają."


Podsumowując: Jest to powieść szalenie moralizatorska; pełna pięknych, wzniosłych sentencji oraz patosu. Teoretycznie książka ta ma wzbudzić u czytelnika refleksje na własną egzystencją zwłaszcza, jeśli znajduje się on w sytuacji takiej jak tytułowa Weronika, ale nie tylko. "Weronika postanawia umrzeć" pokazuje także, że należy pełnią życia przeżywać każdy dzień, ponieważ może się zdarzyć, że następny już nie nadejdzie. 
Ja na swojej półce mam jeszcze z utworów Paulo Coelho "Alchemika", po którego z całą pewnością sięgnę.

"Umiera się nie dlatego, by przestać żyć, lecz po to, by żyć inaczej. 
Kiedy świat zacieśnia się do rozmiaru pułapki, śmierć zdaje się być jedynym ratunkiem, ostatnią kartą, na którą stawia się własne życie."

Ocena:
7/10