„Mogłabym rozłożyć leżak w tym ogrodzie
kolorów, wyciągnąć swoje ciało i chłonąć rozkosz. A później zasnąć. I niech
nikt mnie nie wygania z tego edenu.”
To musiało się w końcu zdarzyć i bardzo cieszę się, że
właśnie pod tą postacią…
Pierwszy erotyk na moim blogu! I to nie byle jaki, bo
zamiast klasycznego romansu damsko-męskiego mamy damsko-damski, więc zdecydowanie nie mogłam przejść obok tej lektury obojętnie. Mowa tutaj o książce „Kolekcjonerka” autorstwa Marty
Motyl.
„Wyrafinowanie czy wyuzdanie? Na pewno zmysłowość
malowana słowem. Daj się przekonać Marcie Motyl!
Magda nazywa siebie gejszą, zostaje płatną kochanką
Mecenaski. Pod podszewką erotycznej relacji kryją się niejednoznaczne motywy i
niejeden sekret. Zanurz się w buzujących nastrojami zwierzeniach bohaterki i
dopieść zmysły lekturą!”
Mój opis:
Głównym narzędziem pracy Magdy jest ciało- zarabia na
życie jako modelka oraz prostytutka.
Jej dzieciństwo niebyło łatwe i odcisnęło na niej ogromne
piętno, więc dziewczyna odcięła się od wszelkich relacji, w których mogłaby
zostać skrzywdzona i chce czerpać z życia wyłącznie przyjemność.
Pewnego dnia, za sprawą internetowego ogłoszenia, poznaje
Mecenaskę, która zostaje jej kochanką i sponsorką. Od tego czasu życie Magdy
zaczyna powoli przetaczać się na nowe tory…
„Kolekcjonerka” jest jednym z bardzo niewielu erotyków
dostępnych na rynku wydawniczym opisujących romans lesbijski, a już na pewno
jest taką perełką jeśli chodzi o literaturę polską. Związki jednopłciowe w
dalszym ciągu stanowią dość duży temat tabu, a już zwłaszcza seks w takich
związkach (głównie damsko-damskich), na temat którego funkcjonuje bardzo wiele
mitów.
Główną bohaterką książki Marty Motyl jest biseksualna
Magda, z której punktu widzenia prowadzona jest narracja. Poznajemy ją w
momencie gdy chce ona zakończyć relację ze swoim dotychczasowym sponsorem i
spróbować nowej, na tych samych zasadach, tylko że z kobietą. Wykorzystuje ona
w tym celu portal internetowy, na którym znajduje ogłoszenie zamieszczone przez
Mecenaskę.
Warto wspomnieć tutaj o dość ciekawym zabiegu
zastosowanym przez autorkę, czyli o braku imion. Jedyną postacią w
„Kolekcjonerce”, której imię znamy jest główna bohaterka, a w przypadku
wszystkich innych posługujemy się ksywkami. W ten sposób kochanka Magdy
nazywana jest Mecenaską, ponieważ pracuje jako prawnik (nie przepadam z
żeńskimi wersjami nazw zawodów, sorki); jedna z jej koleżanek Rudą lub Lisicą
ze względu na kolor włosów; a narzeczona jej brata Niunią (to przezwisko mnie
chyba najbardziej drażniło i nawet nie wiem skąd miałoby pochodzić).
„Dziewczyny, które chcąc- albo nie chcąc-
poddawały się atakom, przypominały mi kwiaty. Takie sypane na procesji. Takie,
które nie są same dla siebie, a ludzie po nich depczą.”
Już sama szata graficzna książki ma przywodzić na myśl
zmysłowość zawartej w środku lektury. Okładka, dzięki zastosowaniu czerni i
bieli nie jest wulgarna, a elegancka i tajemnicza, i już samo zamieszczone na
niej zdjęcie ma pobudzać wyobraźnię czytelnika.
Po otwarciu książki, już od pierwszych stron dostajemy
równie zmysłowe, namiętne i bardzo plastyczne opisy scen łóżkowych, które
przedstawione są z dużą dokładnością. Nie jest to przedstawione w sposób, który
mógłby wzbudzać u czytelnika poczucie zażenowania, a wręcz przeciwnie- autorka
ma ogromny talent do bardzo sugestywnego malowania słowem i wszystkie (a już na
pewno większość) sceny erotyczne czytałam z przyjemnością i zaciekawieniem.
Mimo tego, że sceny seksu są tu bardzo ważne i stanowią
główną część tej powieści to nie zostajemy zamknięci na wszystkie inne aspekty
życia bohaterów. O Magdzie wiemy, że jest kobietą, która lubi seks i że stanowi
on dla niej nie tylko przyjemność, ale też źródło utrzymania, a ponad do
dowiadujemy się o niej wiele innych rzeczy. Wiemy, że kocha ona sztukę i że
studiowała w tym kierunku, poznajemy jej sytuację rodzinną i jej problemy.
Podobnie wygląda sytuacja z postacią Mecenaski: czytelnik ma okazje dowiedzieć
się jak to się stało, że znalazła się w miejscu, w którym jest obecnie oraz co uwarunkowało jej życie, aby
dokonywała takich, a nie innych wyborów. Nie są to postacie jednowymiarowe,
które posiadają tylko i wyłącznie ciała, ale mają też umysły, problemy i
doświadczenia, które na nie wpływają.
Jedyną rzeczą (poza ksywką „Niunia”), co do której mam
problem w tej książce jest zakończenie. Nie uważam, żeby było ono złe, ale
spodziewałam się czegoś zupełnie innego. Nie chcę pisać dokładnie o co mi
chodzi, bo mógłby być to spoiler, ale wydaje mi się, że osoby, które
przeczytały już tę książkę mogą się domyślać. Jak dla mnie było ono trochę za
dużym wyjściem z konwencji.
Podsumowując: Według mnie „Kolekcjonerka” Marty Motyl
jest książką, która zdecydowanie zasługuje na uwagę. Jeśli jesteś osobą z
otwartym umysłem i szukającą niebanalnego erotyka to ta książka może okazać się
czymś dla ciebie.
Ocena:
7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz