
Po wydarzeniach z pierwszej części Karou wie już kim jest, ale nadal czuje się samotna. Jaj najbliższe osoby nie żyją; musiała opuścić przyjaciół; nie chce znać Akivy, który jest od teraz jej wrogiem. On natomiast cały czas jej szuka i ciągle marzy o zrealizowaniu ich wspólnych planów, tak samo jak ona, ale ona nie chce się do tego przyznać nawet przed samą sobą.
Wybaczcie jeśli w opisie pojawił się spojler, absolutnie tego nie chciałam.
W porównaniu części pierwszej z drugą bardziej podoba mi się pierwsza ale to tylko dlatego, że druga jest smutna, przynajmniej w połowie. Pierwszą połowę tej lektury czytałam przez łzy zaczynając już na pierwszym zdaniu: „Dawno, dawno temu, anioł i diablica trzymali w dłoniach rozwidloną kostkę życzeń. Kiedy pękła, świat rozpadł się na dwoje.” I tak płakałam lub prawie płakałam przez sporą część książki dopóki Zuzana i Mik (przyjaciele głównej bohaterki) nie znaleźli Karou, wtedy zaczęłam się śmiać. Czyli powtarza się scenariusz z pierwszej części, przeżywam wszystko razem z bohaterką.
Powieść zakończyła się gorzej niż chciałam, ale lepiej niż mogłaby. Mam nadzieję że rozumiecie co mam na myśli.

Pozdrawiam :*