sobota, 2 maja 2015

"Przysięga rycerza"- Catherine March

Drugi pod rząd romans historyczny (pierwszy "Płonąca lampa") i spodobał mi się znacznie mniej... Tym razem zupełnie inne czasy i realia czyli "Przysięga rycerza" Catherine March.

Średniowieczna Anglia, XIII wiek
Piękna Beatrice, córka barona Thurstana, zamiast dostatku w zamku wybiera życie w klasztorze pod wezwaniem świętej Judyty. Wyobraża sobie że będzie miała mnóstwo czasu na studiowanie Biblii, rozmyślanie i modlitwę lecz rzeczywistość okazuje się zupełnie inna. Nieprzyzwyczajona do ciężkiej fizycznej pracy dziewczyna szybko podpada złośliwej przełożonej i zostaje wyrzucona. Od zhańbienia lub śmierci w czasie drogi powrotnej do domu ratuje ją jeden z rycerzy jej ojca- Remy St Leger, który chce pojęć ją za żonę. Serce Beatrice należy jednak do zmarłego przed wieloma laty narzeczonego...

Książkę dostałam "w prezencie" od siostry, czyli innymi słowy kupiła ją sobie bo zapomniała że nielubi czytać i oddała ją mnie. Ja naturalnie przeczytałam opis, który wydał mi się masakrycznie nudny i powieść wylądowała na półce na jakieś dwa lata... Nie wiem dlaczego teraz po nią sięgnęłam, ale nie żałuję mojego wyboru.
Zacznę tego co mi się nie podobało czyli od epoki,w której osadzona jest akcja i mogę tu powiedzieć że nienawidzę, nienawidzę i jeszcze raz nienawidzę średniowiecza i to jest jednym z niewielu lecz niezwykle istotnym minusem tej powieści. To jak w tych czasach podchodziło się do niektórych  rzeczy jest tak głupie że aż śmieszne i idealnym na to przykładem są chociażby nauki przedślubne i rozmowa między księdzem Thomasem a Remy'm. Brak mi słów.
Kolejnym minusem jest język, którym napisana jest książka i nie chodzi mi tu bynajmniej o archaizmy, lecz o to że jest ona napisana mieszanką języka współczesnego i ówczesnego, i zarówno wersja całkowicie uwspółcześniona jak i w ogóle byłaby lepsza od tego. 
To już chyba wszystko z rzeczy na "nie", a teraz przejdę do czegoś dużo przyjemniejszego czyli chociażby bohaterów.  Niestety wydaje mi się że jest ich trochę za dużo, a i tak wszystkie wydarzenia skupiają się w okół Beatrice, jej rodziny i Remy'ego, i z tej grupy jedyną osobą, która nieprzypadła mi do gustu jest Henry- brat Beatrice, a sama dziewczyna w niektórych momentach wydaje się dość nijaka (miało być przyjemnie). 
Osoby, czytają moje recenzje już od jakiegoś czasu wiedzą że jestem szalenie kochliwa, no i tu nie było inaczej. Remy jest osobą bardzo pewną siebie (czasem może nawet za bardzo), zuchwałą i bezczelną i chyba właśnie dlatego tak bardzo mi się podoba, no może jeszcze komentarze typu "Kocięta nie powinny zabawiać się z lwami"
Podsumowując: Znacznie więcej minusów niż plusów, ale mnie ten jeden plusik wystarczy. Książka zdecydowanie do wybitnych nie należy.

Ocena:
5/10

Książka bierze udział w wyzwaniu "Reading Challenge 2015" KLIK w kategorii "Książka ze złymi recenzjami"

3 komentarze:

  1. Harlequiny nie błyszczą pod tym względem... romanse historyczne ma znacznie lepsze wydawnictwo Da Capo i ostatnia seria "różowych" dostępna czasemw kioskach. Te się czyta z przyjemnością.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakić czas temu czytałam romans historyczny i pamiętam że bardzo mi się podobał

    OdpowiedzUsuń